Mój mąż jest ode mnie starszy o piętnaście lat. Z poprzedniego małżeństwa ma córkę i syna. Córka niedawno wyszła za mąż – niestety za człowieka, który ani pracy nie ma, ani specjalnych ambicji. A teraz jeszcze ogłosiła, że spodziewa się dziecka. I od tego momentu mój mąż zaczął wysyłać tam praktycznie wszystkie pieniądze. Rozumiem – to jego dziecko, ale dla mnie oni są obcymi ludźmi. Nie czuję potrzeby, żeby ich utrzymywać
Jesteśmy z mężem małżeństwem od wielu lat, mamy córkę. Od początku powtarzałam – ja mu rodziny nie rozbijałam, rozwiódł się z byłą żoną dużo wcześniej, zanim się poznaliśmy. Jego dzieci są już dorosłe – córka ma 25 lat, syn 21. Ich matka od dawna zajmuje się wyłącznie swoim życiem, a finansowo raczej nie pomaga. A mój mąż i tak ciągle ich wspiera. Synowi opłaca studia, kupuje drogie rzeczy – laptop, markowe buty.
Najgorzej jest jednak z córką. Ona związała się z człowiekiem bez perspektyw. Nie pracuje ani on, ani ona, a do tego spodziewają się dziecka. Mój mąż bardzo się cieszy, że zostanie dziadkiem, i już planuje kupno mieszkania dla córki. Owszem, zarabia dobrze, ale to, co się teraz dzieje, to już przesada. Przecież ona nie jest małym dzieckiem – powinna wziąć odpowiedzialność za swoje życie. A ten jej mąż? Skoro wszystko dostają od ojca, to po co ma się starać?
Nasze pieniądze praktycznie w całości idą na jego dorosłe dzieci. Nasza córka niczego nie potrzebuje, ale ja chciałabym jeszcze jedno dziecko. Mąż jest temu zdecydowanie przeciwny. Tłumaczy, że musi „podnieść na nogi” tamte dzieci i nie da rady utrzymać czwartej osoby. A przecież ma dopiero 45 lat, to jeszcze wcale nie jest tak dużo! Ja też nie mam już dwudziestu lat i wiem, że z wiekiem coraz trudniej o drugą ciążę. Naszej córce są już trzy lata – to najlepszy moment, żeby zdecydować się na kolejne dziecko, żeby różnica wieku nie była zbyt duża.
Kiedyś, gdy biznes męża dobrze się rozwijał, prawie się zgodził, że możemy stworzyć dużą rodzinę. Mówił, że to piękne – mieć gromadkę dzieci, wspierać się nawzajem. Ale odkąd dowiedział się, że jego starsza córka będzie miała dziecko, kompletnie zmienił zdanie. Twierdzi, że już nie potrzebuje więcej swoich dzieci, że teraz przyszła kolej na wnuki.
A ja? Czuję się zostawiona z boku. On wszystko daje swoim dzieciom, a ja dostaję jedynie resztki jego uwagi. Jestem młodą kobietą i pragnę mieć jeszcze jedno dziecko – to moje największe marzenie. Nie jesteśmy biedni, moglibyśmy sobie pozwolić na kolejną pociechę. A ja nie chcę wnuka – chcę własnego synka.
Ciągle się o to z mężem kłócimy. Boję się, że jeśli będę za mocno naciskać, zostawi mnie. Ale z drugiej strony – przecież nie mogę walczyć z własnym instynktem. Nie wiem już, jak go przekonać, że jego dorosłe dzieci powinny same stanąć na nogi, a on ma teraz własną rodzinę, która powinna być dla niego najważniejsza. Bo, jakkolwiek to zabrzmi, jego dzieci nie są moimi. I nie rozumiem, dlaczego mam rezygnować z własnych marzeń, żeby zaspokajać potrzeby ludzi, którzy już dawno powinni być samodzielni.
