Teściowa zrobiła „porządki” w mojej szafie, zapominając mnie o to zapytać.

Moja teściowa, Krystyna Janina, przyzwyczajona jest do tego, że wszyscy mają podporządkować się tylko jej zasadom. Dyskutować z nią nie ma sensu, bo pani Krystyna uważa, że zawsze ma rację.

Dlatego, kiedy mama mojego męża przyjeżdża do nas w odwiedziny, wolę milczeć i kiwać głową na wszystkie jej polecenia i „dobre rady”. Bo łatwiej przytaknąć, niż próbować ją przekonać.

Tydzień temu, kiedy Krystyna znów zawitała w nasze progi, od razu zaczęła wprowadzać swoje „porządki” w mieszkaniu.

Ona zawsze miała taką manierę, ale tym razem nie ograniczyła się do pouczania, co należy zmienić, wyrzucić czy kupić – tylko od razu przeszła do działania. Nie wiem, skąd nagle taki zryw, ale podejrzewam, że uznała, iż nic się nie zmienia, a ja zgadzam się z nią tylko „dla świętego spokoju”.

Kiedy wróciłam z pracy, zobaczyłam, że w kuchni i salonie wiszą już inne firanki, a część naczyń została „posegregowana”.

Od razu domyśliłam się, kto za tym stoi, i zapytałam tylko, gdzie podziała poprzednie zasłony i talerze. Na szczęście firanki jedynie spakowała w reklamówkę, licząc, że sama je wyrzucę.

Z naczyniami miałam mniej szczęścia – Krystyna wszystko, co jej się nie spodobało, zwyczajnie wyrzuciła.

Byłam oczywiście niezadowolona, ale postanowiłam przemilczeć sprawę i poczekać, aż teściowa wyjedzie.

Jednak następnego ranka, kiedy szykowałam się do pracy, zauważyłam, że w mojej szafie brakuje kilku rzeczy. I wtedy już nie mogłam udawać, że nic się nie stało.

Zniknęła moja ulubiona bluzka, którą doskonale pamiętałam na wieszaku. Spojrzałam uważniej – połowy rzeczy w ogóle nie było. Nie mając pojęcia, gdzie mogły się podziać, poszłam do kuchni zapytać męża.

Mąż jadł śniadanie razem z teściową.

– Michał, nie widziałeś mojej czerwonej bluzki? Była w szafie na wieszaku, a teraz jej nie ma – zapytałam.

– To ja ją wyrzuciłam, Agnieszko – odezwała się teściowa.
– Co pani zrobiła?! – spytałam, myśląc, że źle usłyszałam.

Ale słuch miałam dobry. Zupełnie spokojnie Krystyna oznajmiła, że wyrzuciła moją bluzkę i jeszcze kilka rzeczy oraz biżuterii, bo zrobiła „czystkę” w garderobie.

Zatkało mnie. Nie sądziłam, że dorosły człowiek może grzebać w cudzych rzeczach i decydować, co mam nosić, a co nie.

– Panią chyba pogięło?! – wyrzuciłam z siebie.
– Dlaczego pozwalasz sobie tak do mnie mówić? – obruszyła się Krystyna.

– A dlaczego pani pozwala sobie grzebać w moich rzeczach i wyrzucać, co się pani nie podoba? – odpowiedziałam.

Teściowa nie odpowiedziała, tylko zrobiła obrażoną minę. Ale na mnie to nie podziałało.

Powtórzyłam pytanie. Wtedy usłyszałam, że – jej zdaniem – wiele rzeczy w mojej szafie zupełnie do mnie nie pasuje, a niektórych „nie wypada” nosić zamężnej kobiecie.

– A panią co to obchodzi, co ja noszę? Niech się pani lepiej zajmie sobą – podniosłam głos, bo już byłam naprawdę wściekła.
– Bardzo mnie to obchodzi! Nie podoba mi się twoje ubranie i nie zamierzam na nie patrzeć! – odparła teściowa.

Jej pewność siebie tak mnie rozjuszyła, że postanowiłam postawić sprawę jasno:

– Wie pani co, pani Krystyno, nie jest pani pępkiem świata, żeby decydować o wszystkim. Proszę wracać do siebie i robić tam, co pani się podoba. A tutaj niech się pani zachowuje przyzwoicie i nie pcha nosa tam, gdzie nie trzeba.

Obrażona teściowa wstała od stołu, spakowała walizki i po godzinie już była w drzwiach.

Odchodząc, powiedziała jeszcze, że żyje na tym świecie dłużej od nas i lepiej wie, jak powinno być. A ja – ze swoim paskudnym wychowaniem i uporem – jeszcze przyjdę do niej po prośbie.

Nie wiem, w jakich marzeniach ona żyje, ale ja już od dwóch lat świetnie radzę sobie bez „złotych rad” teściowej. I ani razu nawet nie pomyślałam, żeby ją przepraszać.

Spread the love