Niedawno mój syn miał urodziny. Chciałam zrobić mu prezent — zadzwoniłam i powiedziałam, że chcę przepisać na niego swoje mieszkanie. Ale on odmówił spotkania i nie przyjął prezentu. Nie wiem już, co mogę jeszcze zrobić, żeby odkupić swoją winę
Pracuję jako księgowa. Mam syna, ale od dziesięciu lat nie utrzymujemy kontaktu. Mój syn, Lubomir, ma trzydzieści lat, jest żonaty, mam już dwoje wnucząt… których nawet nie widziałam na żywo.
Wychowywałam Lubomira sama. To były trudne czasy. Mąż odszedł, gdy tylko zaczęły się zamieszki związane z transformacją. Nie miałam ani pieniędzy, ani dachu nad głową, ani wsparcia. Poszłam na kurs księgowości — w tamtych czasach nikt tego nie traktował poważnie, ale ja się uparłam. Ukończyłam kurs, a potem, ku mojemu zaskoczeniu, dostałam dobrą pracę.
Firmy wtedy rosły jak grzyby po deszczu. Pracowałam dniami i nocami, żeby zapewnić synowi lepsze życie. Kupiłam mieszkanie, samochód. Posłałam go do porządnego liceum, co roku zabierałam go nad morze. Pomogłam mu dostać się na najlepszy uniwersytet — oczywiście nie obyło się bez kosztów. Lubomir wyrósł na mądrego, spokojnego chłopaka, który chętnie się uczył.
Na drugim roku zakochał się. Z całego serca. Dziewczyna była z biednej rodziny, bez wykształcenia, bez większych perspektyw. Kiedy powiedziała mu, że spodziewa się dziecka, postanowił się z nią ożenić. Przenieść się na wieczorowe studia, zacząć pracować, utrzymywać rodzinę.
Byłam oczywiście przeciwna. Tyle lat wysiłku i pieniędzy, a on wszystko miałby rzucić na trzecim roku studiów? No i… powiedziałam wtedy sporo rzeczy, których dziś bardzo żałuję. Przyszłą synową oskarżyłam o manipulację, o to, że chce związać go dzieckiem. Sugerowałam nawet, że to nie jego dziecko. Mówiłam, że ona chce tylko jego pieniędzy i mieszkania…
Poszło jedno słowo za drugim… Aż w końcu Lubomir chwycił ją za rękę i po prostu wyszedł. Jak stał, tak wyszedł. Przez jakiś czas mieszkali u jej mamy w małym mieszkaniu, potem wynajęli pokój. Studia oczywiście rzucił, zaczął pracować. Myślałam, że po miesiącu wróci, skruszony, poprosi o wybaczenie. Ale nie wrócił.
Pobrali się. Urodziło się pierwsze dziecko. Po pięciu latach — drugie. Mieszkają razem, nie jest im łatwo, ale radzą sobie. Wzięli kredyt na mieszkanie. I choć minęło tyle lat, mój syn dalej nie chce mieć ze mną nic wspólnego. Nie wybaczył mi. Nie chce słuchać przeprosin.
Ja już dawno zrozumiałam, jak bardzo się pomyliłam. Od lat to przeżywam. Wiele razy chodziłam do nich, prosiłam o wybaczenie — już gdy urodziło się ich pierwsze dziecko. Ale bez skutku. Syn nie chce rozmawiać. Nie dzwoni. Nie pokazują mi wnuków. Rozmawiają tylko z jej mamą.
Ostatnio zrobiłam jeszcze jedną próbę. Zadzwoniłam do niego w dniu jego urodzin, żeby powiedzieć, że chcę przepisać na niego mieszkanie. Ale on nie tylko nie chciał się spotkać — odrzucił samą propozycję. Powiedział „nie”. I to tyle.
Nie wiem już, co więcej mogę zrobić. Co jeszcze powinnam zrobić, żeby odkupić swój błąd?
