Z zazdrością patrzę na moich znajomych, którym pomagają dorosłe dzieci. Tak żyje większość moich przyjaciół i koleżanek. Nigdy nie słyszałam, żeby to rodzice musieli wspierać swoje dorosłe dzieci finansowo. Tymczasem mój syn, który ma już 25 lat, ma spore długi – i to ja pomagam mu je spłacać
Jestem jedną z tych matek, które przedobrzyły z miłością macierzyńską. I teraz ponoszę tego konsekwencje. Mam syna, Jurka, i zawsze starałam się być dla niego podporą. Nawet w trudnych czasach nie żałowałam sił ani pieniędzy, by mu pomóc. Ale wszystko ma swoje granice. Dziś, niestety, pomagam mu wychodzić z zadłużenia, które sam sobie zafundował. Takiego, że przez najbliższe lata będzie musiał ciężko pracować, żeby się z niego wygrzebać.
Odkąd się o tym dowiedziałam, wspieram go najlepiej, jak potrafię, ale widzę, że długo tak nie pociągnę. Nie mam już tylu sił co kiedyś, a i zarobki nie te same. Musiałam zrezygnować niemal ze wszystkich swoich wydatków, zacisnąć pasa i żyć bardzo skromnie. Mimo to – ledwo starcza.
Nie mogę powiedzieć, że Jurek się obija. Pracuje, stara się, bierze na siebie dużą część kosztów, ale jego pensja nie wystarcza na spłatę całości. Kiedy słyszę opowieści o matkach, które same ciągną długi swoich dzieci, podczas gdy one w ogóle nie pracują, to aż nie mogę uwierzyć. Bo skoro my we dwoje nie dajemy rady, to jakim cudem inne matki radzą sobie w pojedynkę?
Próbowałam pożyczyć pieniądze od znajomych, ale nikt mi nie pomógł. To chyba najbardziej boli. W takiej sytuacji nawet moi najbliżsi znajomi odwrócili się ode mnie. Nie powiedzieli tego wprost, ale też nie wyciągnęli ręki. Trudno ich za to winić – w końcu nic nie są mi winni – ale mimo wszystko brakowało mi jakiegokolwiek wsparcia.
Najciekawsze, a raczej najbardziej absurdalne, jest to, że w tym tempie i przy obecnych dochodach, będziemy spłacać wszystko przez kolejne pięć lat. Policzyliśmy to dokładnie. Pięć lat życia na minimum. A potem – może trochę oddechu.
Moja siostra mówi, że zbyt dużo na siebie biorę. Że powinnam była zostawić Jurka samego z jego problemami – w końcu ma już 25 lat, jest dorosły i powinien sam ponosić konsekwencje swoich decyzji. Wiem, że ma trochę racji. Też o tym myślałam na początku. Ale jak miałabym zostawić własne dziecko w tak trudnej sytuacji?
Zazdroszczę tym, którym pomagają dzieci, a nie odwrotnie. Tak żyje większość osób w moim otoczeniu. Nigdy nie słyszałam, żeby to matka musiała spłacać długi dorosłego syna. A nasze miasteczko jest małe – tu wszystko szybko się rozchodzi, ludzie gadają.
Nie wiem, czy wytrzymam w tym tempie jeszcze pięć lat, ale mam nadzieję, że dam radę.
A siostra mówi: „Spłacisz mu ten dług, a on zaraz sobie nowy zafunduje.”
Ja jednak głęboko wierzę, że Jurek zrozumiał swój błąd i że więcej tego nie powtórzy.
