W pierwszym małżeństwie wytrzymałam tylko dwa lata. Mąż mnie zostawił. I wtedy obiecałam sobie, że nigdy więcej nie popełnię takiego błędu. Kiedy zaczęłam mieszkać z Markiem, nie rozumiałam, że los dał mi naprawdę dobrego mężczyznę. Żyłam tak, jak mi się podobało: siedziałam w pracy do późna w nocy, czasem wracałam dopiero nad ranem. A on czekał… i wierzył mi. Aż pewnego dnia Marek powiedział, że nie chce już tak żyć. Dopiero wtedy dotarło do mnie, że sama zniszczyłam swoje kobiece szczęście

Rok temu opuścił mnie mężczyzna, którego kochałam ponad wszystko, dla którego byłam gotowa na każde poświęcenie. Byliśmy małżeństwem tylko dwa lata. Kochałam go całym sercem, ale on chyba po prostu pozwalał mi go kochać. W końcu znalazł kobietę, którą – jak sądzę – pokochał naprawdę, i nie byłam mu już potrzebna. Rozwód kosztował mnie mnóstwo łez i długo nie mogłam się pozbierać.

Kiedy wreszcie zaczęłam dochodzić do siebie, postanowiłam, że teraz to inni będą mnie kochać, a moje uczucia schowam głęboko. Po pół roku poznałam sympatycznego mężczyznę. Był ode mnie starszy o siedem lat, miał na imię Marek. Zaczęliśmy się spotykać, a on zakochał się we mnie po uszy i wiedziałam, że dla mnie zrobiłby wszystko.

Zamieszkaliśmy razem bez ślubu. Marek bardzo chciał się ożenić, ale ja byłam przeciwna. Tylko udawałam, że go kocham. W czasie gdy on był w pracy, ja spotykałam się z innymi, bawiłam się i cieszyłam życiem. On zaś czekał na mnie w domu – czasem nawet do rana – i wierzył we wszystkie moje „historyjki”, którymi tłumaczyłam swoją nieobecność.

Wtedy usprawiedliwiałam się przed sobą: „Dlaczego inni mogą igrać z moimi uczuciami, a ja nie?”. Byłam pewna, że robię dobrze. W końcu to ja z nim byłam, a on mnie kochał i zaakceptuje mnie taką, jaka jestem. Zachowywałam się dokładnie tak, jak mój były mąż. W ogóle nie myślałam o tym, jak bardzo go to wszystko rani.

Dopiero kiedy Marek usiadł naprzeciwko mnie i spokojnie powiedział, że dłużej tak nie może, zrozumiałam, co zrobiłam. Przy mnie był cudowny człowiek, który dla mnie gotów był na wszystko. Odszedł po prawie dwóch latach znoszenia moich wybryków.

Teraz zostałam sama. Wątpię, czy jeszcze kiedykolwiek w życiu spotkam tak dobrego mężczyznę jak Marek. Bardzo żałuję swojego zachowania. Może powinnam spróbować porozmawiać z nim i przeprosić, jeśli w ogóle będzie chciał mnie jeszcze wysłuchać? A może zostawić to wszystko w spokoju i iść dalej? Sama już nie wiem…

Spread the love