Gdy tylko świętowaliśmy moje 45. urodziny, mąż spakował walizki i odszedł. Zostawił mnie dla młodszej. Już od dwóch lat mieszkam całkiem sama. Najgorsze jednak, że odeszły ode mnie również moje własne dzieci. Rodzina mówi, że to wszystko moja wina
Jeszcze niedawno uważałam się za młodą kobietę. A dziś, mając 47 lat, patrzę w lustro i widzę w nim zmęczoną życiem kobietę w średnim wieku. Tak wygląda kobieta, która oddała całe swoje życie dzieciom i mężowi — a dziś została zupełnie sama. I kto jest winien?
Wyszłam za mąż bardzo wcześnie. Na weselu goście od razu się domyślili, że to nie była romantyczna historia — po prostu byłam w ciąży. Kiedy się dowiedziałam, że spodziewam się dziecka, ojciec malucha oświadczył mi się natychmiast. Urodził się syn i cała odpowiedzialność za dom i dziecko spadła na mnie. To, co wtedy było normą w wielu polskich rodzinach, dla mnie okazało się pułapką. Mąż odsunął się od nas. My siedzieliśmy w domu, on żył poza nim — wolny, choć oficjalnie „żonaty”.
Dzień w dzień prałam, gotowałam, zajmowałam się synem i dogadzałam mężowi, który po pracy chciał mieć spokój i pełny talerz. Biegałam wokół niego jak kura domowa. Kiedy zaszłam w drugą ciążę, był wyraźnie niezadowolony. Pokłóciliśmy się, wyszedł z domu. Potem pogodził się z tą myślą. Urodziła się córka i moje życie zamieniło się w niekończącą się służbę — bez przerwy, bez uznania.
25 lat minęło jak mgnienie oka — ciężkie, pełne poświęceń. Samotnie stawiałam dzieci na nogi. To ja zaprowadzałam je do przedszkola, do szkoły. Chciałam, żeby były wykształcone. Chodziły na zajęcia dodatkowe, sportowe, artystyczne — kosztowało to majątek. Pracowałam na dwóch etatach, żeby im wszystko zapewnić. Dzięki mnie oboje zdobyli wykształcenie i mają dobre prace. A dziś? Syn mieszka za granicą, córka wyszła za mąż, siedzi w domu z małym dzieckiem. Mąż odszedł. Zostawił mnie dla młodszej — dokładnie wtedy, gdy świętowaliśmy moje 45. urodziny.
Już dwa lata jestem sama. Mąż nie wrócił. Tam ma nową rodzinę. Dzieci dzwonią czasem na chwilę, pytają mechanicznie „co u mnie”, nawet nie słuchają do końca. Mam wrażenie, że w ich świecie już dawno nie ma dla mnie miejsca. Żyję bez sensu. Znajome mówią, że to mój drugi życiowy start — powinnam żyć dla siebie. Ale jak? Nie wiem, jak to jest — żyć tylko dla siebie.
Przez te dwa lata zrozumiałam wiele. Nie warto było tak się poświęcać, gonić za wszystkim, by tylko zadowolić innych. Co z tego mam? Dzieci mnie nie potrzebują. Mąż też. W lustrze widzę obcą twarz: zmęczoną, starą, smutną.
I często pytam samą siebie: po co to wszystko? Po co 25 lat życia oddałam innym, zapominając o sobie? Czy to moja kara za to, że byłam zbyt dobra? Że za bardzo się starałam? Że zapomniałam, że ja też mam prawo być szczęśliwa?
Nie wiem, jak żyć dalej. Ale wiem jedno — nie chcę już żyć w ten sposób.
