Gdy teściowa próbuje mnie wygryźć z rodziny, a mąż twierdzi, że przesadzam
Kiedy wyszłam za mąż za Pawła, od razu zrozumiałam, że jego mama – pani Halina – nie była zachwycona tym związkiem. Zawsze uprzejma, uśmiechnięta, ale pod tą maską czułam wyraźną niechęć. Jej ulubioną mantrą było: „Paweł to mój największy skarb, musisz go traktować jak króla!”. Dla niej byłam tą, która „odebrała jej syna”.
Po ślubie przez chwilę mieszkaliśmy w wynajmowanym mieszkaniu, co dało mi nieco oddechu. Ale i tak nie dało się uciec przed „matczyną troską”. Pani Halina potrafiła niezapowiedzianie wpaść, zrobić inspekcję i zawsze znalazła coś, co robiłam źle.
– Zrobiłam Pawłowi sernik, bo od ciebie raczej się nie doczeka. Musisz się jeszcze wiele nauczyć!
– Paweł, a czemu twoje koszule są takie wygniecione? Nie umiesz prasować?
– Synku, przeziębiłeś się? To pewnie przez to, że nikt o ciebie nie dba…
Mąż tylko się śmiał i powtarzał, że mama po prostu lubi się nim zajmować. Ale ja czułam, że te „porady” i komentarze to nic innego, jak próba udowodnienia mi, że nie jestem wystarczająco dobrą żoną dla jej syna.
Wspólne mieszkanie – pułapka bez wyjścia
Gdy Pawłowi obcięli pensję, okazało się, że nie stać nas już na wynajem. Paweł zaproponował, żebyśmy na chwilę wprowadzili się do jego mamy i oszczędzali na własne mieszkanie. Bardzo tego nie chciałam, ale nie mieliśmy innego wyjścia – moi rodzice mieszkają w małym mieszkanku.
Wiedziałam, że muszę zacisnąć zęby. Pani Halina „z troski” przejmowała wszystkie domowe obowiązki. Po mnie zmywała naczynia jeszcze raz, ponownie prasowała koszule, a moje obiady najczęściej lądowały w koszu. Dla niej byłam tylko gościem, nie miała zamiaru dopuścić mnie do rządzenia w jej królestwie.
Kiedy dowiedziałam się, że jestem w ciąży, nasze plany wyprowadzki znów się odsunęły. Mąż miał niestabilną sytuację w pracy, a ja zaraz miałam iść na urlop macierzyński. Pani Halina zaczęła wtedy „grać idealną babcię” – deklarowała, że chce pomagać i wspierać mnie. W praktyce wyglądało to tak, że całkiem odsuwała mnie od domowych spraw, a wszelkie swoje działania przedstawiała jako dowód troski.
Paweł spędzał coraz więcej czasu z mamą, a ja miałam wrażenie, że coraz bardziej oddalam się od własnego męża. Nawet gdy urodziła się nasza córka, teściowa nie pozwalała mi być matką. Wchodziła do naszego pokoju, zabierała małą Zosię „żeby pomóc”, chociaż Zosia płakała w jej ramionach. A mąż miał do mnie pretensje, że „nie doceniam wsparcia”.
„Wyolbrzymiasz!” – czyli samotność w rodzinie
Gdy próbowałam wyjaśnić Pawłowi, że jego mama mnie odsuwa i próbuje wygryźć z rodziny, on twierdził, że wszystko sobie wymyślam:
– Przesadzasz, ona tylko chce pomóc.
Nawet moja własna mama nie brała mnie na poważnie:
– Nie wiesz, jakie potrafią być złe teściowe! Przesadzasz, masz zbyt wygórowane wymagania!
Ale ja widzę, jak sprytnie działa pani Halina. Zamiast otwartej walki – podstępna „troska”, za którą kryje się walka o dominację. Każdego dnia czuję się coraz mniej jak członek tej rodziny, a bardziej jak intruz.
Jestem wykończona i mam wrażenie, że jeśli to się nie zmieni, nasz związek długo nie przetrwa. Smutno mi, że tak właśnie wygląda moje „szczęśliwe” życie rodzinne.
Podsumowanie:
Czasem największym problemem w rodzinie nie są otwarte kłótnie, lecz subtelna, codzienna gra o wpływy i miejsce przy bliskich. Warto rozmawiać z partnerem szczerze o swoich uczuciach i nie pozwolić, by ktokolwiek odebrał nam prawo do bycia sobą i bycia szczęśliwą w swoim domu.
