Wróciłam z dziećmi ze spaceru i od razu poszłam do kuchni. Przy stole siedział mój mąż i zajadał się pilawem. Krzątała się przy nim teściowa. – O, raczyłaś wrócić! – rzuciła z przekąsem. Mąż podchwycił jej ton i od razu dodał, że “matka mówiła, że nic w domu nie robię”
Mieszkamy w domu teściowej i ona nieustannie mnie krytykuje. Od początku mnie nie polubiła i zawsze próbuje przeciągnąć mojego męża na swoją stronę. Ale ostatnio w domu zapanował względny spokój.
Kilka dni temu, jak zwykle rano wstałam, zrobiłam mężowi śniadanie, odprowadziłam go do drzwi, potem ogarnęłam dzieci i zabrałam się za porządki. Właśnie rozwieszałam pranie, gdy pojawiła się teściowa i zaczęła się przyglądać.
– Antonino, a może byś tak poszła z dziećmi na spacer? Co one całymi dniami w domu siedzą? – rzuciła nagle.
– Mam jeszcze sporo do zrobienia – muszę dokończyć pranie, zrobić obiad… – westchnęłam.
– E tam, obiad ja ugotuję, a pranie zrobisz później – zaproponowała.
Spojrzałam na nią z wdzięcznością. Pomyślałam nawet: może nie jest taka zła? Szybko się zebrałam, ubrałam chłopców i poszliśmy do parku niedaleko. Zjeżdżaliśmy z górki, bujaliśmy się na huśtawkach, jedliśmy lody, bawiliśmy się w piasku, biegaliśmy. A potem, podziwiając każdy krzaczek i kamyk, wróciliśmy powoli do domu.
Jeszcze chwilę pokręciliśmy się pod blokiem i w końcu weszliśmy do środka. Zorientowałam się, że minęły prawie trzy godziny – robiło się już ciemno. Umyłam dzieci, nakarmiłam, zaprowadziłam do pokoju, a sama poszłam do kuchni, żeby zobaczyć, jak tam obiad.
Ku mojemu zaskoczeniu, mąż już siedział przy stole i jadł. Teściowa kręciła się przy nim z miną męczennicy.
– O, pojawiła się zguba! – zawołała.
Mąż zmarszczył brwi.
– Gdzie ty się podziewałaś?! – zapytał oschle.
– Byłam z dziećmi na spacerze – odpowiedziałam, zerkając zdziwiona na teściową.
Ta uśmiechnęła się podstępnie, mrużąc oczy.
– A czemu nic w domu nie zrobiłaś? – rzucił mąż. – Mama mówiła, że wszystko zostawiłaś i poszłaś, a ona musiała gotować i prać za ciebie.
– Przecież sama mi pani to zaproponowała… – zwróciłam się do teściowej.
– No ale skąd miałam wiedzieć, że znikniesz na pół dnia? – odparła z udawaną niewinnością.
Z trudem powstrzymałam łzy i spojrzałam na męża, ale on tylko odsunął talerz i wstał od stołu.
– Żeby to się więcej nie powtórzyło – rzucił sucho. – Zrozumiałaś?
– Tak… – wyszeptałam, spuszczając głowę. Gdy wyszedł, spojrzałam na teściową.
– No i co się tak patrzysz? – zapytała z uniesionymi brwiami.
– To przecież pani powiedziała, że się wszystkim zajmie, a pranie zrobię później – powiedziałam z żalem.
– Powiedziałam, ale przecież masz swój rozum – wzruszyła ramionami. – Najpierw obowiązki, potem przyjemności. Nauczka dla ciebie.
I wyszła z kuchni. A ja zaczęłam zmywać naczynia, żeby się uspokoić.
Wnioski? Jeden. Nikomu nie można do końca ufać. Nawet najbliżsi potrafią wbić nóż w plecy. Najbardziej boli jednak to, że mąż uwierzył mamie – a nie mnie.
