Inwestowaliśmy w działkę teściowej, żeby „wnuki miały gdzie spędzać lato” — a teściowa ją sprzedała i kupiła sobie samochód.

Jestem teraz na teściową naprawdę wściekła, bo zachowała się wyjątkowo podle. Przez cztery lata remontowaliśmy tę przeklętą działkę, bo wciąż nas o to męczyła. A teraz dowiadujemy się, że działka sprzedana, a teściowa śmiga nowym autem.

Ta działka nigdy nie była naszym marzeniem. Mamy dwójkę dzieci, oboje pracujemy, a w weekendy marzymy tylko o tym, żeby położyć się plackiem na kanapie i nic nie robić. Ale trzeba dom ogarnąć, dzieciom poświęcić czas — wiadomo.

Sama teściowa, wielka właścicielka tej działki, działkowiczka z niej żadna. Jak już się tam pojawiała, to raz w miesiącu, żeby zjeść kiełbasę z grilla i sprawdzić, czy przypadkiem nikt jej altanki nie podpalił.

Ale cztery lata temu, akurat jak wróciłam do pracy po macierzyńskim, teściowa zaczęła przy każdej okazji nawijkać o działce. Że trzeba ją odnowić, uporządkować, że będzie z wnukami tam jeździć w wakacje.
– Przecież to niewielki nakład pracy, a dzieciaki będą miały gdzie spędzać lato. Bo co one widzą w mieście? Plac zabaw i droga z przedszkola do domu… – wzdychała.

No, pomyśleliśmy — może i racja. Ale okazało się, że tego “niewiele” to całkiem sporo. Fundament trzeba było poprawić, wodę doprowadzić, okna wymienić, masa rzeczy do zrobienia.

W końcu ulegliśmy i zaczęliśmy pompować tam kasę. Dwa razy teściowa nawet faktycznie pojechała z wnukami, ale na dzień czy dwa.

– Nie, na razie z dziećmi tam ciężko, jeszcze sporo trzeba zrobić…
I lista się wydłużała. Głupio było rzucić to w połowie, więc remontowaliśmy dalej.

Jesienią zeszłego roku wszystko było gotowe. Fundamenty wzmocnione, nowe okna, nowe schody, antena, boazeria, prysznic z toaletą w środku.

– W przyszłym roku zawiozę tam swoją starą pralkę, może jakąś szafę i będzie bajka – zachwycała się teściowa.

Zimą o działce nikt nie wspominał, sprawa miała wrócić latem — wtedy mieliśmy się zająć meblami i innymi wygodami. Ale lato nie przyszło — przynajmniej nie dla nas.

Bo teściowa po cichu działkę sprzedała. Nam nawet słówkiem nie pisnęła.

Poczekała na sezon, sprzedała ją za dobrą cenę i kupiła sobie samochód. Taki, który – jak twierdzi – zawsze chciała mieć.

Kiedy zapytaliśmy, dlaczego nic nie powiedziała, zrobiła wielkie oczy:
– A co, ja się wam muszę z mojego majątku tłumaczyć?

Bo to przecież jej własność, może z nią robić, co chce. No i zrobiła. A że nam się nie podoba? Cóż, mówi: „Wasz problem”.

My swoje wnioski już wyciągnęliśmy. Żadnych wspólnych spraw z teściową więcej. Mąż odbył z nią „rodzinną” rozmowę, ale o czym dokładnie – nie pytałam.

Minęły dwa miesiące od zakupu auta. Niedawno teściowa zadzwoniła do męża:
– Przyjedź, zobacz ten samochód, bo jakiś dziwny dźwięk się pojawił…

A mąż na to:
– To twoje auto, to się nim zajmij.

I obraziła się! Bo jakże to tak? Człowiek nie ma już sumienia!

Chyba myślała, że jesteśmy jak złote rybki i już nic nie pamiętamy? Otóż nie. Doskonale pamiętamy, jak nas wystawiła — i swoich „ukochanych” wnuków, o których przez te cztery lata tak niby dbała.

Spread the love