Teściowa chciała podzielić półki w lodówce, a teraz podkrada nasze jedzenie

Gdy tylko zamieszkaliśmy razem z teściową, od razu zażądała, żebyśmy podzielili półki w lodówce. Każdy miał mieć swoją — osobno nasze produkty, osobno jej. Wydawało mi się to dziwne, bo i tak to my głównie robiliśmy zakupy. Ale nie chciałam się kłócić, zgodziłam się.

Nie planowaliśmy wspólnego mieszkania z mamą mojego męża. Zdawaliśmy sobie sprawę, że to wpłynie na naszą relację, niekoniecznie pozytywnie. Z moją rodziną miałam słaby kontakt, wręcz rzadko się widywaliśmy. O wspólnym zamieszkaniu nawet nie było mowy.

Przez pierwsze lata naszego małżeństwa widywaliśmy teściową tylko od święta — i to był idealny układ. Jednak pół roku temu wszystko się zmieniło. Bartek, mój mąż, stracił pracę i musieliśmy zrezygnować z wynajmu. Stanęliśmy przed wyborem: albo zamieszkać u jego mamy, albo pogrążyć się w długach. Wspólne życie miało być tylko rozwiązaniem tymczasowym, by odkładać na wkład własny do kredytu hipotecznego.

Teściowa nie odmówiła, ale od początku ustalała własne reguły. Na początku było nawet w porządku, jednak szybko zaczęły się drobne zgrzyty. Najpierw wytykała mi błahostki, później — stwierdziła, że „zjadamy jej zapasy”. Postawiła warunek: każdy ma swoją półkę i każdy dba o swoje produkty.

Początkowo nie przywiązywałam do tego wagi, choć w praktyce to my najczęściej robiliśmy zakupy — także dla niej. Sytuacja zrobiła się dziwna, gdy zaczęłam zauważać, że jedzenie z naszych półek znika. Raz nie było jogurtu, innym razem połowy wędliny czy sera. Nic nie mówiłam, bo nie chciałam eskalować konfliktu.

Wszystko się zmieniło, gdy pewnego dnia przyłapałam teściową, jak wycina sobie sporą porcję naszego sera i kiełbasy — akurat wtedy, gdy szykowałam składniki na kolację dla gości. Nic nie powiedziałam, ale teściowa sama zaczęła awanturę:

— Ja mam, proszę pani, malutką emeryturę! Nie stać mnie na takie rarytasy, a wy jecie i nawet nie zaproponujecie, żeby się podzielić! — krzyczała.

Bartek, zirytowany, tylko rzucił:
— Mamo, to ty przecież chciałaś mieć osobno produkty.

Ale teściowa puściła to mimo uszu. W dodatku zaczęła udawać obrażoną, nawet się popłakała i teatralnie odsunęła talerz z kanapkami.

Dlaczego mam znosić takie zachowanie? Czy to ja jestem winna temu, że ona sama nalegała na oddzielne jedzenie, a teraz ma pretensje? Powinnam ją zmuszać do wspólnego stołu, skoro tego nie chce?

Od dwóch dni teściowa praktycznie się do nas nie odzywa. Je same suche makarony i głośno wzdycha za każdym razem, kiedy gotuję coś z mięsem.
Czego ona właściwie oczekuje? Czy to sygnał, że mamy się wynosić? A może po prostu typowa, „teściowa logika”?


Czy ktoś z Was miał podobne doświadczenia? Jak radzicie sobie z teściową pod jednym dachem?

Spread the love