– O, tutaj idealnie zmieści się mała kanapa – oznajmiła nagle mama, wskazując kącik w mojej kuchni. Spojrzałam zdziwiona. – Nie planowałam tu żadnej kanapy. Mam łóżko w sypialni – odpowiedziałam niepewnie, nie do końca rozumiejąc, do czego zmierza. – Łóżko jest dla ciebie. A ja gdzie mam spać? – odparła mama. – Chyba nie myślisz, że mając córkę z tak pięknym własnym mieszkaniem, zostanę dalej u babci? Kochanie, musisz przyjąć mamę do siebie. Zrobiła smutną minę, a ja naprawdę nie wiedziałam, co odpowiedzieć
– Córeczko, jestem z ciebie taka dumna! Pomyśleć tylko – jeszcze trzydziestki nie masz, a już masz własne mieszkanie! I to jakie! Co z tego, że kawalerka – ale jaka ładna, jaka nowoczesna! Przestronna kuchnia, miejsce na stół, przytulna sypialnia… naprawdę jestem zachwycona.
Mama chodziła po moim mieszkaniu jak zaczarowana. Wszystko jej się podobało. Mnie zresztą też. Byłam szczęśliwa jak nigdy wcześniej – udało mi się coś, co jeszcze niedawno wydawało się nierealne: kupiłam własne mieszkanie. Może i na obrzeżach miasta, w mniej prestiżowej dzielnicy, ale moje. Ta myśl unosiła mnie ponad ziemią.
I nie zamierzałam na tym poprzestać. Żeby kupić to mieszkanie, pracowałam na dwa etaty. Oszczędzałam na wszystkim, bo miałam cel. I nadal planowałam tak żyć – ciężko pracować i w przyszłości kupić większe lokum.
Kwestia posiadania własnego kąta była dla mnie niezwykle ważna. Przez lata mieszkałyśmy z mamą w dwupokojowym mieszkaniu mojej babci i… wolę już do tego nie wracać. Miałyśmy z mamą mniejszy pokój, babcia oczywiście większy. Całe życie była szefową i nadal chciała wszystko kontrolować.
O 22:00 przychodziła do nas do pokoju, gasiła światło i mówiła, że czas spać. Sama kładła się wcześnie i uważała, że my też musimy. I nie było dyskusji. Siedziałyśmy potem po ciemku, czasem cichutko oglądałyśmy coś na telefonie, ale tylko wtedy, gdy miałyśmy pewność, że już zasnęła.
Zaraz po maturze wyprowadziłam się z domu. Na początku mieszkałam w akademiku, potem wynajęłam małe mieszkanie. Po studiach dostałam pracę w renomowanej firmie IT i od razu zaczęłam dobrze zarabiać. Odkładałam każdy grosz. Choć byłam młoda i chciało się kupować ładne ubrania, kosmetyki – wszystko inwestowałam w swoje mieszkanie.
Mama była ze mnie dumna, tuliła mnie i powtarzała, że jestem wspaniała, że jest ze mnie dumna.
I właśnie wtedy, z uśmiechem na twarzy, wskazała miejsce na „swoją” kanapę w kuchni.
– Nie planowałam tu kanapy – powtórzyłam.
– Ale przecież ty masz swoje łóżko. A ja nie mogę już mieszkać z babcią. Sama wiesz, jaki ona ma charakter. Wczoraj wytknęła mi, że za dużo zużywam papieru toaletowego! I że zbyt długo się kąpię – stoi pod drzwiami łazienki i liczy każdą minutę. Kochanie, musisz mnie przyjąć.
Zrobiła dramatyczną minę, a ja… cóż, naprawdę nie wiedziałam, co powiedzieć. Mam 29 lat. Tak, jestem sama, nie mam jeszcze męża ani nawet narzeczonego. Ale przecież to się kiedyś zmieni. Na razie praca była dla mnie ważniejsza niż życie osobiste.
Nie zamierzam mieszkać z mamą. I nie uważam, że to brak szacunku. Jeśli ja – młoda dziewczyna – potrafiłam wyjść z trudnej sytuacji i sama sobie wszystko wypracować, to i mama mogła to zrobić. Ale ona przez całe życie nie zrobiła ani kroku do przodu. Płynęła z prądem i nawet nie próbowała czegoś zmienić.
Źle jej u babci, ale nic z tym nie zrobiła przez tyle lat. Dlaczego ja mam być teraz jej rozwiązaniem?
Mówi, że to świetny pomysł – przeprowadzić się do dorosłej córki, która właśnie spełniła swoje marzenie o nowym mieszkaniu. Ale mnie ten pomysł zupełnie nie odpowiada. Nawet jeśli teraz jestem sama – to nie znaczy, że tak będzie zawsze. A ja chcę mieszkać po swojemu.
Powiedziałam mamie wszystko wprost. Obraziła się. Powiedziała, że wychowała egoistkę. Cóż – może i tak. Ale nie zamierzam spędzić życia z mamą u boku. Widziałam, jak wygląda jej relacja z babcią. Nie chcę tego powielać. Będę żyć po swojemu. A mama i babcia niech same sobie jakoś poradzą.
Czy naprawdę jestem taka zła? Czy to nie jest po prostu rozsądna decyzja?
