— Albo oddasz mieszkanie bratu, albo przestajesz być moim synem — zaatakowała teściowa od razu z grubej rury, ale się przeliczyła
ym jednym zdaniem sama dała Maksymowi wolną rękę. Postawiła mu ultimatum: albo przekaże mieszkanie po dziadkach bratu, albo może zapomnieć, że ma matkę.
Mój mąż, który już dawno miał po dziurki w nosie matczynych manipulacji, z ulgą wybrał drugą opcję, stwierdzając, że i tak nigdy matki nie miał.
I coś w tym było. Bo teściowa od zawsze traktowała go jak kogoś z doskoku. Najważniejszy był dla niej młodszy syn – Konrad.
To wokół Konrada kręcił się jej świat. To jemu poświęcała uwagę, jego rozpieszczała i broniła jak lwica. Mąż mówi, że tak było od zawsze, a ja to obserwuję od dziesięciu lat.
Miałam jeszcze szczęście, że teściowa się nami zbytnio nie interesowała. W porównaniu do żony Konrada byłam wręcz niewidzialna. U nich matka siedziała w domu prawie non stop.
Ale tam też dobrała synowi idealną żonę – cichą, uległą, taką, co boi się własnego cienia. Bo teściowa sama organizowała “casting” na synową.
Konrad nie miał większych ambicji. Komputer, cola i fast foody – to były jego priorytety. Jakimś cudem zdobył dyplom, potem matka załatwiła mu pracę bez wysiłku i znalazła mu też żonę.
Nie wiem, jak Maks, ale ja byłam szczęśliwa, że teściowa trzyma się z daleka. Jej “miłość” była zbyt zaborcza. Wszystko chciała kontrolować.
Mieszkaliśmy oddzielnie – najpierw wynajmowane, teraz już własne mieszkanie. Płacimy kredyt, wychowujemy dziecko, a od teściowej trzymamy dystans.
Konrad z rodziną mieszka oczywiście z mamusią, bo ona wszystko wie lepiej. Przecież nie zostawi swojego “skarbu” w rękach obcej kobiety – choćby i wybranej przez nią samą.
My mamy jedno dziecko, Konrad ma już dwoje, więc w dwupokojowym mieszkaniu teściowej mieszka pięć osób. I wygląda na to, że to jeszcze nie koniec.
Teściowa zaczęła coś kombinować z mieszkaniami. Przyszła do Maksa, żeby podpisał zrzeczenie się swojej części.
— Mieszkanie z ojcem prywatyzowaliśmy, ciebie tam tylko dopisali jako dziecko. Tak naprawdę, to nie twoje — przekonywała go z pełnym przekonaniem.
Nie wtrącałam się, ale “dopisać cię” brzmiało zabawnie — jakby Konrad faktycznie wypracował sobie swoją część…
Maks podpisał papiery bez zbędnych dyskusji, pojechał z matką załatwić sprawy i potem mi tylko powiedział, że nie chce mieć z tą awanturą nic wspólnego — i tak matka by mu zjadła nerwy.
Ale potem temat jakoś ucichł. Coś nie pykło. Niczego nie sprzedali, nie kupili — najwyraźniej sprawa się rozmyła.
W międzyczasie zachorowała babcia Maksa, matka jego taty. Miała już swoje lata, było jej coraz ciężej radzić sobie samej.
Jeździliśmy do niej, pomagaliśmy w domu, z robieniem zakupów, ze zastrzykami. Konrad oczywiście nie miał czasu.
— Konrad ma dwójkę dzieci i dużo pracy, ledwo zipie — mówiła teściowa. — I jeszcze ma babcię odwiedzać? Jeszcze by się czymś zaraził!
Nam pomoc z jego strony nie była potrzebna. Ostatnie miesiące życia babcia spędziła u nas. Było jej tak lżej.
Przed śmiercią poprosiła o notariusza. Całe swoje mieszkanie zapisała naszemu synowi, swojemu prawnukowi. Sama podjęła decyzję.
O testamencie nie informowaliśmy teściowej. Dowiedziała się dopiero po pogrzebie. I wtedy się zaczęło — krzyki, wyrzuty, oskarżenia…
— Babka postradała zmysły! — grzmiała. — Ma dwóch wnuków, trzech prawnuków, a zapisuje wszystko jednemu? To niesprawiedliwe!
Zasięgnęła porady prawnika, ale kiedy usłyszała, że nic nie wskóra, uderzyła z innej strony.
— Albo oddajesz mieszkanie bratu, albo przestajesz być moim synem! — powiedziała z kamienną twarzą.
Maks się tylko uśmiechnął i wskazał drzwi.
— Nie jestem twoim synem od dawna — powiedział spokojnie. — Nic się dla mnie nie zmieni. Pozdrów Konrada.
Teściowa na razie przycichła, ale coś mi mówi, że to jeszcze nie koniec. Jak to tak — dwupokojowe mieszkanie przeleciało jej pod nosem? Tego nie odpuści. Ale nic jej z tego nie wyjdzie.
