Nie żałuję, że poprosiłam siostrę o wyprowadzkę. Ale mama się na mnie obraziła

Od pewnego czasu nie utrzymuję kontaktu ani z mamą, ani z siostrą. Mama postanowiła się ode mnie odsunąć, a siostrze – przyznam szczerze – ja już nie mam ochoty patrzeć w oczy.

Mamy z Olą sporą różnicę wieku – jedenaście lat. Ja mam 33, ona 22. Nigdy nie byłyśmy sobie szczególnie bliskie – różne pokolenia, różne światy. Po jej narodzinach poczułam się wręcz obca we własnym domu. Ola jest moją siostrą przyrodnią – mamy wspólną mamę, ale innego ojca. Mój ojczym nigdy mnie nie skrzywdził, ale kontakt z nim był chłodny.

Po maturze wyjechałam na studia do większego miasta. Tam poznałam mojego byłego męża, tam też urodziła się moja córka. Małżeństwo się rozpadło, a po rozwodzie zostałam z córką i kredytem hipotecznym. Ostatecznie ojca dziecka pozbawiono praw rodzicielskich – sam się nie sprzeciwiał.

Ponieważ nie mogłam liczyć na alimenty, szybko wróciłam do pracy, chociaż córka miała dopiero 15 miesięcy. Udało się znaleźć prywatny żłobek, ale mała często chorowała. Dobrze, że miałam wyrozumiałą szefową i mogłam część obowiązków wykonywać z domu.

Rodziny nie prosiłam o pomoc – nauczyłam się polegać na sobie. Dlatego zaskoczyła mnie prośba mamy, bym przyjęła do siebie Olę, która po skończeniu studiów nie mogła znaleźć pracy w rodzinnej miejscowości. Mama zapewniała, że to tylko na chwilę – do czasu aż Ola stanie na nogi.

Zgodziłam się – nie z entuzjazmem, ale z nadzieją, że może siostrzane relacje się odrodzą. Początkowo Ola rzeczywiście chodziła na rozmowy o pracę, starała się. Ale z czasem przestała się nawet budzić, gdy wychodziłam do pracy. Coraz częściej miałam wrażenie, że udaje.

Zaproponowałam więc konkretne rozwiązanie: skoro i tak siedzi w domu, niech zajmie się moją córką i domem, a ja w zamian pokryję jej wydatki. Przystała na to chętnie, a przez dwa tygodnie było naprawdę dobrze.

Potem jednak zaczęły się niedopatrzenia. Aż pewnego dnia wróciłam niespodziewanie do domu i zastałam moją córkę samą w łóżeczku – zapłakaną, przemokniętą. Oli nie było.

Pojawiła się po godzinie z zakupami. Tłumaczyła się, że tylko na chwilę wyszła i nie chciała budzić dziecka. Ale ja byłam w domu od ponad godziny. Nie wytrzymałam. Wiedziałam, że więcej nie mogę ryzykować.

Poprosiłam ją, by się spakowała. To nie była impulsywna decyzja – to była odpowiedzialność za bezpieczeństwo mojego dziecka.

Mama zadzwoniła później z pretensjami. Powiedziała, że przesadzam, że nic się nie stało. Ale dla mnie to było o jedno “nic” za dużo.

Czy jestem histeryczką? Może. Ale jestem też matką. A moja córka jest najważniejsza.

Dziś znów jestem sama z dzieckiem, bez kontaktu z rodziną. Czy boli? Tak. Ale nie żałuję. Lepiej samotnie i spokojnie, niż z pomocą, która może skończyć się tragedią.

Spread the love