W ostatnim czasie życie syna Ireny nie wygląda różowo — tylko on pracuje na rodzinę, pieniędzy wiecznie brakuje, a cała trójka tłoczy się w małym, jednopokojowym mieszkaniu. Wtedy to sama synowa zaproponowała teściowej, by ta sprzedała swoje mieszkanie, pieniądze podzieliła między córkę i syna, a sama wprowadziła się do nich. Opiekowałaby się wnukiem, pomagała w domu. Na pierwszy rzut oka — rozsądna propozycja. Ale Irena od razu odmówiła. I, jak twierdzi synowa — tym tylko pogorszyła sytuację
Irena ma dwoje dzieci: syna i córkę. Oboje dorośli, samodzielni.
Córka wyszła za mąż już dawno temu, mieszka niedaleko matki, z mężem i małą córeczką.
Syn Ireny pojechał na studia do Warszawy. Tam wszystko mu się dobrze układało, aż poznał Martę — wkrótce się pobrali.
Marta miała własne jednopokojowe mieszkanie w stolicy. Irena bardzo się wtedy cieszyła, że synowi tak się w życiu poszczęściło.
Po ślubie urodził im się synek. Marta okazała się troskliwą mamą i dobrą żoną.
Przez długie lata była na urlopie macierzyńskim. Dziecko chodziło już do szkoły, a Marta nadal nie wracała do pracy i nie miała takich planów. Całkowicie poświęciła się dziecku — zawoziła na zajęcia dodatkowe, była obecna na każdym kroku.
Jednak z czasem okazało się, że jedna pensja to za mało, żeby pokryć wszystkie wydatki — szczególnie gdy w grę wchodziły dodatkowe zajęcia, korepetycje i rachunki.
Wtedy Marta zaczęła naciskać, by jej mąż porozmawiał z matką.
Zaplanowała, że Irena mogłaby sprzedać swoje mieszkanie, a pieniądze podzielić równo między córkę i syna. Dzięki temu Marta i jej mąż mogliby wziąć kredyt na dwupokojowe mieszkanie, na wkład własny mieliby gotówkę. Swoje obecne mieszkanie chcieliby wynająć. Marta obiecała, że wróci do pracy, a Irena zajęłaby się wnukiem: zawoziła na zajęcia, odbierała ze szkoły, opiekowała się nim na co dzień.
Irena długo się zastanawiała, ale ostatecznie powiedziała zdecydowane „nie”. Ma swoje życie, znajomych, lekarzy i rytm dnia. Nie wyobraża sobie przenosin do stolicy, gdzie nikogo nie zna i gdzie miałaby być opiekunką do dziecka od rana do wieczora bez wolnego dnia. Powiedziała wprost, że na emeryturze chce spokoju, a nie nowego etatu za darmo.
Marta się obraziła. Nie przyjęła tej decyzji ze zrozumieniem. Od tamtej pory twierdzi, że Irena jest egoistyczna i nie ma serca.
Synowej wydaje się, że gdyby to córka Ireny poprosiła o pomoc, ta nawet by się nie wahała. Ale wobec nich, jako „tych z drugiej rodziny”, Irena nie czuje zobowiązań.
Teraz Marta nie rozmawia z teściową, a mężowi powtarza, że „dobra mama i babcia nigdy by nie odmówiła pomocy, gdy jej dzieci mają trudności”.
Tylko… czy naprawdę Irena postąpiła niewłaściwie? Czy nie ma prawa do własnego życia? Czy obowiązkiem matki jest poświęcać wszystko do końca życia? Czy może jednak miała prawo odmówić?
To pytanie pozostaje otwarte.
