Nie przeszkadzać po 21:00. Nie dzwonić w weekend. I kropka.
W niedzielny poranek dostałem wiadomość na WhatsAppie:
„Panie Andrzeju, czy możemy chwilę porozmawiać? Chciałbym coś doprecyzować.”
Wiadomość napisał szanowany pan Jerzy – bohater mojego reportażu. Tekst przesłałem mu kilka dni wcześniej do autoryzacji: daty, cytaty, nazwiska. Odpowiedziałem grzecznie, ale stanowczo:
„Dziś nie mogę, mamy niedzielę. Spędzam czas z córką. Proszę odezwać się jutro.”
I wtedy, chyba, pan Jerzy przypomniał sobie, że przecież uchodzi za człowieka nowoczesnego, światowego – dom w Londynie, konto w Zurychu, europejski savoir-vivre. Odpisał:
„Oczywiście. Do usłyszenia jutro. Dziękuję.”
Problem w tym, że my – Polacy – nadal nie mamy jednej, prostej rzeczy: szacunku dla cudzego czasu prywatnego. Nadal funkcjonuje u nas przekonanie, że można zadzwonić „na chwilkę”, „z pytankiem”, „bo tylko jedno zdanie”. Pracujemy za długo, jesteśmy za bardzo dostępni, za bardzo elastyczni. A przecież sobota i niedziela powinny być święte.
Nie jesteś neurochirurgiem, nie jesteś detektywem śledczym ani kierowcą tira na trasie Warszawa–Lizbona? To nie masz żadnych spraw służbowych w weekend. Koniec, kropka. Świat nie runie.
Weekend to czas na dzieci, spacery, pierogi u teściowej, rower z chłopakiem, Netflix, paznokcie, spanie do południa. A nawet – nicnierobienie. I nikt nie ma prawa ci tego zabierać.
To samo po 21:00. Telefon służbowy wyciszony, Messenger wyłączony, WhatsApp nieczynny. Można napisać o tej porze tylko w jednym wypadku: jeśli ktoś wcześniej jasno powiedział: „dzwoń wieczorem, mam czas”. Inaczej to zwykłe wparowanie z petardami w czyjeś życie.
Pamiętam, jak kiedyś – około północy – dostałem SMS od znanej dziennikarki, Magdy P., z pytaniem o publikację. Znamy się dobrze, planowaliśmy rozmowę. Ale odpisałem:
„Magda, przepraszam, już prawie śpię.”
Odpisała rano:
„Jezu, wybacz! Zatraciłam się na planie zdjęciowym, nie spojrzałam na zegarek.”
Wszystko w porządku. Ludzie mają prawo się pomylić. Ale ważne, że Magda zrozumiała, że naruszyła coś ważnego – moją strefę ciszy.
W świecie pełnym powiadomień, ikon, pingów i alertów, musimy zacząć stawiać granice. Nie dla kaprysu. Dla zdrowia psychicznego. Dla dzieci, które mają prawo mieć tatę przy stole, a nie z nosem w telefonie. Dla partnerek i partnerów, którzy chcą z nami porozmawiać, nie patrzeć, jak znowu „służbowy mail tylko na sekundę”.
Dlatego:
📵 Po 21:00 – nie przeszkadzać.
📵 Weekend – świętość.
📵 Poza nagłymi przypadkami – rozmowy tylko w godzinach pracy.
Zasada jest prosta: nie jesteś moją rodziną, moim kotem albo przyjacielem z dzieciństwa? To proszę – kontaktuj się od poniedziałku do piątku między 9 a 17.
Wszystko inne – zostaje za drzwiami z tabliczką: „Nie przeszkadzać. Prywatna strefa.”
