Z mamą mojego męża żyjemy jak obce osoby. Kuchnia u nas jest niewielka i chociaż mamy osobne lodówki, to trudno się z teściową minąć. Zawsze sobie przypomina, że musi coś ugotować dokładnie wtedy, gdy ja zaczynam lepić pierogi albo gotować rosół. I tak jest ciągle

Jestem mężatką od kilku lat, a mój mąż wciąż jest mocno przywiązany do mamy. Nie mogę go namówić, byśmy się wyprowadzili od rodziców. Na początku naszej relacji mieszkaliśmy razem z jego mamą. Ich mieszkanie to skromne dwupokojowe M. W jednym pokoju mieszkała jego mama, w drugim – my. Gdy dowiedziałam się, że jestem w ciąży, nasze relacje z teściową kompletnie się popsuły.

Pewnego dnia wróciła do domu podenerwowana i zaczęła mi mówić, że jestem nikim, że jej syn zasługuje na lepszą kobietę. Stwierdziła, że nie pozwoli mu się ze mną ożenić. A wszystko dlatego, że tego dnia źle się czułam i nie zdążyłam ugotować obiadu. Wtedy nie pracowałam i to ja miałam zajmować się gotowaniem dla wszystkich.

Tego wieczoru wyrzuciła mnie z domu – dosłownie. A mój przyszły mąż nawet za mną nie wyszedł. Musiałam się przenieść do mamy. Mąż odwiedzał nas w weekendy – był „niedzielnym ojcem” i „niedzielnym mężem” aż do momentu, gdy nasz syn skończył dwa lata. Później wzięliśmy ślub i… znowu wróciliśmy do jego mamy.

Plan był taki, że to tylko na miesiąc czy dwa. Minęło już półtora roku. W międzyczasie moi rodzice sprzedali dom po babci i kupili dla nas kawalerkę (wcale nie taką małą), choć na obrzeżach miasta. Ale mój mąż za nic nie chce się tam przenieść. Jemu wszystko pasuje – pokój 10 metrów dla trójki, wieczne narzekania – raz jego mamy na mnie, raz moje na nią.

Mąż wraca z pracy i zamiast porozmawiać ze mną, omawia wszystko ze swoją mamą. Wszystkie ważne decyzje w naszej rodzinie podejmują on i jego mama. Nikt nie pyta mnie o zdanie.

Z jego matką się nie pogodziłam – żyjemy jak obcy ludzie. Ciągłe pretensje i szukanie winnych – kto zostawił kubek, dlaczego nie sprzątnięte – co dwadzieścia minut awantura. Kuchnia mała, lodówki osobne, ale gotowanie najlepiej robić razem, a raczej – jedna drugiej w drogę.

Oczywiście, takie wieczory nie kończą się dobrze. I tak jest cały czas. Jestem tym zmęczona. Jak dziecko coś przeskrobie – też moja wina! Ale po co to wszystko, skoro mamy własne mieszkanie? Bardzo chcę żyć osobno, ale mój mąż się sprzeciwia, nie chce się zgodzić.

Zawsze ma jakąś wymówkę – że kawalerka za mała, że dojazdy niewygodne, że coś mu nie pasuje. Jestem wykończona wiecznymi pretensjami jego mamy i chcę żyć z naszą rodziną na własnych warunkach.

I zaczynam się zastanawiać – czy warto odchodzić od męża i zostawiać dziecko bez ojca, a siebie bez partnera? Mam nadzieję, że jak odejdę, to on pójdzie za nami. Ale zapewne będzie inaczej – jak wcześniej, pozwoli nam odejść, a sam zostanie z mamusią. Bo mój mąż nie umie się od niej oderwać. I nie wiem, co z tym zrobić…

Spread the love