„Jesteś leniwa i z ciebie żadna gospodyni!” – krzyczy na mnie teściowa. A ja mam tego dość
Z mężem tworzymy bardzo zgraną parę. Mamy świetne prace, porządne zarobki, własne duże mieszkanie i samochód. Żyjemy wygodnie, a mimo trzech lat małżeństwa – wciąż mamy w sobie to „coś”. Kochamy się jak na początku, szanujemy siebie i naszą relację.
Jeszcze przed ślubem powiedziałam jasno: nie jestem typem gospodyni domowej. Nie lubię gotować, sprzątać też nigdy nie było moją pasją. Jako dziecko miałam cudowne dzieciństwo – nauka, zabawa, wsparcie rodziców. Moja mama dbała o dom, a ja mogłam się rozwijać. I jako dorosła kobieta nie zamierzam teraz nagle zmieniać się w kurę domową tylko dlatego, że tak „wypada”.
Zarabiam dobrze, więc postanowiliśmy z mężem wynająć pomoc domową. Pani przychodzi do nas raz w tygodniu – sprząta, czasem coś ugotuje. A przez resztę tygodnia jemy zamówione posiłki albo gotowce z delikatesów. I wszystkim – nam dwojgu – to odpowiada.
Wszystkim, oprócz jednej osoby.
Mojej teściowej.
Ilekroć nas odwiedza, zaczyna się ten sam teatr:
– „Co to za kobieta, która nie gotuje?!”,
– „Co za wstyd, że musisz obca kobieta sprzątać twoje mieszkanie!”,
– „Jesteś rozrzutna, leniwa i nic nie robisz!”
A ja coraz częściej mam ochotę wyjść z pokoju i nie wracać.
Dlaczego ktoś uważa, że ma prawo mnie oceniać, tylko dlatego, że mam inne podejście do życia? Moje pieniądze, moje decyzje, mój dom. Czy to naprawdę kogoś boli, że zamiast marnować czas na mycie okien, wolę spędzić wieczór z mężem, pójść do teatru albo po prostu odpocząć?
Nie chcę nikogo przekonywać, że mój sposób życia jest „lepszy”. Po prostu jest mój.
I mam już dość tłumaczenia się z tego, że nie wypełniam stereotypowej roli „żony idealnej”.
Szczęście buduje się wspólnie. A nie przez ścierkę i zupę.
Mój mąż to rozumie. Szkoda, że nie wszyscy.
