Moja siostra Joanna dobrze zarabia, opiekuje się dziećmi, w domu zawsze jest czysto i czeka świeżo przygotowana kolacja. Dba o siebie i zawsze można z nią porozmawiać na ciekawe tematy. A jej mąż… nie robi absolutnie nic. Sprzątanie, pranie, gotowanie, zakupy, a nawet drobne naprawy – wszystko to należy wyłącznie do obowiązków mojej siostry. I wtedy zaczęłam się poważnie zastanawiać – po co jej taki mąż?
Znowu odwiedziłam moją siostrę Joannę i po raz kolejny poważnie się zastanowiłam nad jej życiem. Jest mężatką od prawie dziesięciu lat, mają cudowne dzieci i… zupełnie nijakiego męża.
Moja młodsza siostra od zawsze była piękna i mądra. Trudno powiedzieć, dlaczego przy tylu możliwościach i perspektywach wybrała właśnie Tomasza. Cała nasza rodzina była przeciwna, ale nikt tego głośno nie mówił – u nas w domu zawsze szanowało się decyzje innych i wspierało bez względu na wszystko.
Pamiętam, jak tuż po ich ślubie nasz tata powiedział, że z tego nic nie będzie i że Joanna nie zazna w tym małżeństwie szczęścia. I miał rację.
Joanna całkiem dobrze zarabia, zajmuje się dziećmi, wozi je na zajęcia dodatkowe, rozwija je. W domu zawsze jest czysto, przytulnie i ciepło. Codziennie czeka świeżo ugotowana kolacja. Joanna dba o siebie, chodzi na siłownię, dużo czyta – z nią zawsze jest o czym porozmawiać.
A obok niej Tomasz. Pracuje w biurze do szesnastej, wraca do domu z wiecznie niezadowoloną miną, bo „jest zmęczony”. Wyleguje się na kanapie z pilotem albo siada do komputera, żeby grać w gry.
Nie można go o nic poprosić – przecież on się „napracował”. Z dziećmi się nie bawi, w domu nie pomaga. Sprzątanie, pranie, gotowanie, zakupy, naprawy – wszystko na głowie Joanny.
I za każdym razem, gdy to widzę, zadaję sobie pytanie: “Co w tym wszystkim jest dobrego?”
Ostatnio zapytałam ją wprost: „Po co ci taki mąż?”
A ona: „Bo dzieci potrzebują ojca. Tomasz wcale nie jest taki zły. A lepszy taki mąż niż żaden.”
Joanna ma teraz 37 lat, wychowuje dwie córki – 9 i 6 lat. Mieszkają w mieszkaniu, które kupiła za swoje własne pieniądze. Zarobki Tomasza ledwo starczają na zakupy i opłaty. Nigdy nie próbował osiągnąć czegoś więcej. W przeciwieństwie do Joanny – ona ma w głowie ciągle nowe pomysły i z powodzeniem je realizuje.
I wtedy pomyślałam: Dlaczego tak wiele kobiet uważa, że bycie samej to coś złego?
W tym przypadku Tomasz przynajmniej nie robi nic złego, ale pożytku z niego też niewiele. A przecież są rodziny, gdzie mężczyźni piją, biją, poniżają, a kobiety i tak z nimi zostają – tylko po to, żeby „nie być same”.
Dla mnie to zupełnie niezrozumiałe. Mam 32 lata i nie spieszy mi się do ślubu, bo jeszcze nie spotkałam wartościowego człowieka. A jeśli nie spotkam – zostanę sama. Bo nie widzę w tym nic złego.
Uważam, że lepiej być samej niż z kimś, kto nic nie wnosi.
