Kiedy z siostrą dorosłyśmy, rodzice przepisali na nas swoje małe dwupokojowe mieszkanie, a sami przeprowadzili się na wieś. Moja starsza siostra, Katarzyna, pierwsza wyszła za mąż i zamieszkała z mężem. Chciała, żebym spłaciła jej część mieszkania. Tak też zrobiłam – oddałam jej pieniądze i zostałam jedyną właścicielką lokalu. Ale po kilku latach Katarzyna zmieniła zdanie i teraz chce wrócić do mieszkania
Kiedy byłyśmy jeszcze młode, nasi rodzice oddali nam swoje małe dwupokojowe mieszkanie, a sami przeprowadzili się na wieś. Pierwsza wyszła za mąż moja starsza siostra Katarzyna. Jej mąż miał niewielki pokój w akademiku. Katarzyna zażądała wtedy, bym spłaciła jej część mieszkania, bo razem z mężem planowali sprzedać ten pokój i kupić własne mieszkanie.
W tamtym czasie, chociaż już pracowałam, nie miałam jeszcze pełnej kwoty. Pieniądze, których mi brakowało, pożyczyłam od kolegi z pracy, który później został moim mężem.
Nie wiem, jak to się stało, ale Katarzyna wydała te pieniądze, a mieszkania sobie nie kupiła. Została w pokoiku u męża. Mój mąż natomiast był bardziej zaradny – zaraz po ślubie zaczęliśmy odkładać pieniądze na własne mieszkanie w nowym budownictwie. Dobrze zarabialiśmy, więc po trzech latach byliśmy już szczęśliwymi właścicielami nowego, dwupokojowego mieszkania.
I wtedy swoją szansę wyczuła Katarzyna. Do dziś trudno mi uwierzyć, jak bezczelnie i roszczeniowo zaczęła traktować moje życie, jakby była dla mnie zupełnie obcą osobą, a nie najbliższą rodziną. Stwierdziła, że skoro przeprowadzam się do nowego mieszkania i nie zamierzam sprzedawać starego, to ona z mężem po prostu wprowadzi się tam bez pytania.
Co ciekawe, takie roszczeniowe podejście do mnie miała od zawsze, mimo że przez całe dzieciństwo to ja nosiłam po niej ubrania. Może uważała, że robiła mi tym łaskę?
Chociaż to rodzice decydowali, że rzeczy po niej trafiały do mnie – nowych specjalnie mi nie kupowali. Ale kiedy dorosłam, zaczęło mnie to boleć. Dziś nie jestem już małą dziewczynką, którą można traktować jak się chce. Dlatego, gdy usłyszałam jej “oczywistą” propozycję, od razu powiedziałam zdecydowane “nie”.
Jej mina, gdy usłyszała moją odpowiedź, była bezcenna. Była kompletnie zdezorientowana, jak dziecko, które nagle nie dostało tego, czego chciało. I rzeczywiście – co mogła powiedzieć? Że skoro jestem jej siostrą, to jestem jej coś winna? Dorosła osoba rozumie, że takie słowa brzmią absurdalnie, zwłaszcza publicznie.
Wydawało mi się, że wtedy wszystko zostało jasno powiedziane. Jednak jeszcze tego samego wieczoru zadzwonił do mnie jej mąż i niemal błagał, żebym oddała im moje stare mieszkanie. Doszło do tego, że zaczął opowiadać, jak to Katarzyna jest w ciąży i że potrzebują więcej miejsca.
Przez chwilę nawet się zawahałam. Ale potem pomyślałam: a co by było, gdybym się nie przeprowadzała? Żyliby z dzieckiem w ciasnym pokoju? Używanie dziecka jako argumentu wydało mi się tak niskie, że w końcu nawet nie słuchałam dalszych bzdur.
Wszystkie moje koleżanki, a także nasi wspólni znajomi, stanęli po mojej stronie. Byłam naprawdę zaskoczona, bo zwykle sprzyjali Katarzynie. Ale teraz prawda była po mojej stronie i czułam ogromne wsparcie – wiedziałam, że nie jestem sama.
Moi rodzice są nastawieni sceptycznie i próbują zachować neutralność, co rozumiem – przecież obie jesteśmy ich córkami. Wybierając jedną z nas, musieliby zdradzić drugą. Mam nadzieję, że do końca zachowają neutralność i nie będą ingerować.
