“Wzięła swą zapomnianą walizkę i uprosiła o transport do rodzinnego gniazdka”: Zanieła matkę pod swój dach, a życie staruszki stało się tyglem cierpienia moralnego.

Młoda kobieta z małego miasteczka podążyła na ścieżkę uniwersytetu. Z determinacją zdobyła dyplom, a zamiast wracać do swego maleńkiego świata, pozostała w wielkim mieście. Była nie tylko uroczą istotą, ale także inteligentną i spostrzegawczą – teraz zaś dodatkowo wyedukowaną. Która, jak się mówi, złote dziecko, z pełną świadomością swojej wartości.

Wkrótce złączyła swe życie z mężem. Wywodził się on z zasobnej rodziny, w której brakowało na pewno pieniędzy, a kobiety mogły sobie pozwolić na pracę tylko wtedy, gdy miały ochotę.

To wtedy nastąpiła transformacja w kierunku prawdziwej damy. Przez pewien czas pracowała i z sukcesem zdobywała awanse, ale z czasem postanowiła zawiesić pracę, by zaopiekować się domem. Bycie gospodynią to zadanie nie tylko wymagające umiejętności, ale przede wszystkim woli. To zupełnie inny tryb życia, inny zestaw obowiązków.

Tak właśnie stała się ona tą wyjątkową gospodynią domową.

A w małym miasteczku, które kiedyś opuściła, życie ciągnęło się swoimi ścieżkami. Tak samo, jakby upłynęło piętnaście lat. Dom był ten sam, nawyki te same. A bliscy, którzy łączyli się wzajemnym uczuciem, nagle stali się sobie obcy.

Córka, teraz gospodyni domową, odwiedzała matkę, którą szczerze kochała. Pomagała wtedy, gdy była taka potrzeba. Chociaż nie była obecna przez całe tygodnie, matka unikała odwiedzin córki. W pewnym sensie była jakby zablokowana.

Obecnie matka zestarzała się, pozostała sama. Przekroczyła osiemdziesiątkę. Syn mieszka daleko. Druga córka jest zamężna z mężczyzną uzależnionym od alkoholu i sama, jak się mówi, nie doznaje spokoju. Pozostała tylko córka z wielkiego miasta.

Przybyła do małego miasteczka i zabrała matkę do siebie. Przydzielili jej swój własny pokój: miejsce do życia.

Czy matka przyzwyczaiła się? Była to droga z wieloma wybojami. Problemy pojawiły się także w sferze jedzenia. Matka miała zupełnie inny styl odżywiania. W domu gotowała proste potrawy, jak makaron podsmażany na patelni i skropiony jajkiem, smażone ziemniaki z grzybami i kiszonymi kapustą, czy też zupa. Deserem była herbata z mlekiem lub chleb z masłem i cukrem. Wieczorem kasze, gotowane ziemniaki z zieloną cebulką: jedzenie proste i smakowite.

Jednakże w nowym otoczeniu córki zasady były inne. Jej mąż nie przepadał za kluskami z jajkiem. Stąd potrawy stały się bardziej wyrafinowane, dania z różnych stron świata, podawane w eleganckich porcelanowych naczyniach. Pieczony indyk lub kurczak z warzywami i tak dalej. A rozmowy przy stole dotyczyły bardziej skomplikowanych tematów. Staruszka odczuwała się jak „głupia wiejska baba”, potrawy nie zawsze jej smakowały, a nawet nie zawsze wiedziała, jak je spożywać.

Czasami miała wrażenie, że jej życie w ogóle nie pasuje do tego trybu, że w ten sposób nie powinna spędzać swoich dni. Uważała, że mogła żyć inaczej, niż tylko jako „mysz pod miotłą”.

Oczywiście, ani mąż córki, ani ich dzieci tak nie myśleli. Ale matka tak. Właściwie uważała, że oni wszyscy, włączając swoją własną córkę, nie byli w stanie zrozumieć. I wtedy jej życie zamieniło się w cierpienie moralne, które nie mogła dłużej znosić. Postanowiła spakować swoją starą walizkę i poprosiła o odwiezienie jej do domu. To dobrze, że nie sprzedali swojego domu i nie przekazali pieniędzy tej córce, której mąż był alkoholikiem.

Odwieźli staruszkę ze łzami w oczach. Matka płakała, córka również. Matka skarżyła się, że córka opuściła rodzinne gniazdo, że stała się trochę inna, obca. Córka płakała, bo jej przykro było patrzeć, że matka cierpi.

Zdecydowali poczekać i zobaczyć, co przyniesie przyszłość.

Spread the love