— Nie potrzebuję Kopciuszka na emeryturze! — zgasiłam męża, kiedy znowu sięgnął po mop
Mój mąż, Jarosław, to wciąż dość młody mężczyzna, ale już zdobył prawo do emerytury. Wymarzoną książeczkę emerytalną otrzymał w zeszłym roku.
Ze śmiechem rzucił ją na półkę i oznajmił, że nie zamierza zostawać domowym emerytem. Mówił, że nadal jest w grze i nie chce rzucać pracy.
Przez rok harował i nawet nie myślał o tym, żeby osiąść w domu z gazetą w ręku. Taki stan rzeczy całkowicie mi odpowiadał.
Choć nasze dzieci już dorosły, nadal potrzebują pomocy, jak wcześniej, jeśli nie bardziej. Jak to mówią – duże dzieci, duże kłopoty.
To kredytów nabiorą, to remont wymyślą. Ledwo nadążamy z pomocą finansową. Z Jarosławem robiliśmy, co mogliśmy, i nie narzekaliśmy na życie.
Szczerze mówiąc, ja osobiście nie wyobrażam sobie życia bez pracy. Według mnie lepiej mieć zajęcie niż gapić się przez okno i złorzeczyć na cały świat, jak robią to znajomi emeryci.
Żyliśmy spokojnie, aż w tym roku Jarosław oznajmił, że kończy z pracą i przechodzi na emeryturę. Zebrało się zmęczenie, a do tego zaczęły się konflikty z szefostwem.
Nie mogę powiedzieć, że poparłam decyzję męża, ale też się z nią nie spierałam. Pomyślałam, że niech sobie trochę odpocznie, a potem może znajdzie sobie coś nowego.
Uznałam, że to kryzys wieku średniego, przewartościowanie życia i te sprawy. Jarosław z radością złożył wypowiedzenie i na początku po prostu odsypiał zaległości.
Wstawał w południe, bez celu kręcił się po domu, a potem znowu kładł się na kanapie z telefonem w ręku. Ja nadal chodziłam do pracy i tylko kręciłam głową, widząc, jak mój mąż próżnuje.
Raz tylko nie wytrzymałam i w przypływie emocji powiedziałam, że skoro już siedzi w domu, mógłby trochę pomóc w gospodarstwie.
— Chociaż raz obierz ziemniaki przed moim powrotem z pracy — rzuciłam.
Mąż spojrzał na mnie ze zdziwieniem, ale nic nie powiedział. A wieczorem w kuchni czekał na mnie największy garnek, wypełniony po brzegi obranymi ziemniakami.
— Skoro już tak, to mogłeś od razu ugotować kolację, zamiast czekać na mnie — powiedziałam.
Następnego wieczoru czekała na mnie gotowa, trzydaniowa kolacja. Jarosław aż promieniał z dumy.
— Widzisz? Całkiem nieźle mi to wychodzi — powiedział.
— A zawsze mówiłaś, że jestem do niczego w kuchni — dodał, nakładając mi jedzenie.
— Nie chwal się za wcześnie. Raz w życiu ugotowałeś kolację i już dumny — odpowiedziałam.
Nie miałam pojęcia, że to dopiero początek.
Kiedy kolejnego wieczoru wróciłam do domu, czekała na mnie nie tylko świeżo ugotowana kolacja, ale i czyste okna w całym mieszkaniu.
Z nieufnością obejrzałam jego dzieło. Efekt pracy pozostawiał wiele do życzenia – smugi, plamy i jakieś dziwne zacieki.
Jarosław, widząc moje milczenie, przygryzł wargę. I od tego dnia się zaczęło. Mąż wciągnął się w domowe obowiązki.
Prał, nie rozdzielając ubrań na jasne i ciemne, zmywał naczynia, zostawiając tłuste ślady, sprzątał, ale omijał całe fragmenty mieszkania. A ja musiałam po nim poprawiać. Nietrudno się domyślić, że dodatkowe obowiązki wcale mnie nie cieszyły.
Jarosław przeciwnie – promieniał z dumy.
— Teraz jestem gospodarzem domowym, przynoszę korzyść! — oświadczył zadowolony.
Gdyby chwalił się tylko w domu, to jeszcze pół biedy. Ale on rozpowiedział wszystkim znajomym, że beze mnie nic bym nie zrobiła! Że lepiej ode mnie prowadzi dom!
Już i tak miałam dość, a ta przechwałka tylko dolała oliwy do ognia. W końcu, pewnego wieczoru, kiedy znów zobaczyłam go z mopem w ręku, nie wytrzymałam.
— Lepiej byś się zajął męskimi sprawami, zamiast udawać Kopciuszka na emeryturze! Z obowiązkami domowymi radziłam sobie doskonale i bez ciebie. A teraz, przez twoją nadgorliwość, muszę poświęcać wolny czas na poprawianie wszystkiego, co spartaczyłeś! — wybuchnęłam.
Jarosław najpierw wytrzeszczył oczy, a potem się zagotował.
— Inne żony by się cieszyły, że mąż na emeryturze nie siedzi na karku, a ty marudzisz! — oburzył się.
— Gdybyś robił to porządnie, to co innego! A tak, to tylko pozory porządku. Za to ile masz o sobie mniemania! — odcięłam się.
Mąż zaczął mi wypominać wszystkie moje “grzechy”. Że nie tak na niego spojrzałam, nie to powiedziałam. Że na kanapie mu leżeć nie pozwalałam i że jego pomocy nie doceniam.
I jak zwykle to ja wyszłam na czarną owcę.
Pokłóciliśmy się na dobre i do tej pory nie rozmawiamy. Jarosław obraził się, że nie doceniłam jego starań, a ja nie rozumiem, po co przechodził na emeryturę tak wcześnie. Żeby mnie w domu dręczyć?
