Anna właśnie sprzątała w domu, gdy nagle zadzwonił dzwonek do drzwi. Na progu stał jakiś chłopak z ogromnym koszem pełnym różnych produktów – owoców, warzyw, sera. – To dla was prezent – powiedział chłopak. Wcisnął zaskoczonej kobiecie kosz do rąk i po prostu odszedł. Nie było żadnej karteczki ani wiadomości, od kogo to wszystko pochodziło. A wieczorem nagle przyjechali do nich goście – córka Irena i jakiś brodaty mężczyzna około pięćdziesiątki.
Ślub Marty nie był zbyt radosny. A właściwie – młodzi bawili się świetnie, ale rodzice pana młodego zachowywali uprzejmy spokój.
Na końcu stołu siedzieli rodzice Marty oraz jej starsza siostra Irena. Z ponurymi minami spoglądali na wszystko wokół.
Powodem ich takiego nastroju było to, że młodsza córka wychodziła za mąż wcześniej niż starsza.
Małżeństwo udane, pan młody bogaty, jego rodzice również dobrze sytuowani. Szczęście uśmiechnęło się do Marty.
A Irena? Ona nie miała tego wszystkiego. Nie miała nawet narzeczonego.
I to właśnie martwiło ich matkę Annę i ojca Piotra.
Siostry wychowywały się tak samo, nie było żadnych preferencji dla młodszej Marty. Ale z natury były różne. I z wyglądu również.
Marta od dzieciństwa była urocza, żywiołowa, towarzyska. Miała kręcone włosy i dołeczki w policzkach. A Irena? Była poważna i niezbyt zgrabna.
No cóż, tak zadecydowała natura: jednej dała wszystko, drugiej – nic.
Rodzice starali się, by Irena wyglądała dobrze, nie gorzej niż Marta. Matka regularnie zabierała ją do fryzjera, choć Marcie rzadko się to zdarzało. Mimo to dziewcząt nie dało się porównać.
Jedno było dobre – Irena nie miała złego charakteru i dobrze traktowała siostrę.
A jeśli jej zazdrościła – a kto by nie zazdrościł – to przynajmniej nie dawała tego po sobie poznać.
Były przyjaciółkami, choć Marta miała ich jeszcze kilka, a Irena tylko ją jedną.
Kiedy dziewczyny dorosły, Marta miała wielu adoratorów, a Irena żadnego. Zamknęła się w sobie i w końcu zrozumiała, że nie dogoni już siostry.
Po szkole Irena poszła do college’u, a Marta dwa lata później rozpoczęła studia na uniwersytecie.
Ich drogi całkowicie się rozeszły.
I teraz młodsza siostra wychodziła za mąż, a starsza wciąż była sama. Nie miała partnera. W pracy otaczały ją głównie kobiety, co też nie działało na jej korzyść. A i pensja była raczej skromna.
Minęły dwa lata. Marta z mężem kwitła. Kupili mieszkanie, zrobili remont. Starsza córka nadal mieszkała z rodzicami, godząc się ze swoją bezbarwną przyszłością.
Ale kiedy dostała awans i wyższą pensję, postanowiła wynająć mieszkanie niedaleko pracy.
Cała rodzina pomagała jej się przeprowadzić. Rodzice trochę się martwili o Irenę, ale Marta powiedziała:
– To dla jej dobra. W końcu ułoży sobie życie. Ma już dwadzieścia osiem lat, ile można czekać?
Ale matka machnęła ręką, przekonana, że to i tak nic nie da: Irena jest jakaś staroświecka, samotna, a do tego niezbyt urodziwa. Nie dba o siebie, a już na pewno nie nadąża za modą.
– Powinnaś jej oddać trochę swoich ubrań, Marta! Ciągle nosi te swoje stare sukienki i spódnice! Jest młodą kobietą, a wygląda jak babcia. Żadnych obcasów, żadnej fryzury…
Marta przywiozła więc siostrze całą torbę prawie nowych ubrań i kilka par butów – miały ten sam rozmiar.
Irena nie odmówiła. Przymierzały wszystko razem, wybierały ubrania do pracy i na różne okazje – do rodziców, czy na spotkania u Marty.
Na urodziny Marta i jej mąż podarowali Irenie krótkie futerko. Ta speszyła się, ale przyjęła prezent z wdzięcznością. Ale jeśli chodzi o narzeczonych, to nadal nic się nie zmieniało.
Aż nagle, ku zaskoczeniu wszystkich, okazało się, że Irena jest w ciąży! Ta wiadomość dosłownie wstrząsnęła całą rodziną, nie mówiąc już o kolegach z pracy.
Co więcej, ojciec dziecka pozostawał tajemnicą, a Irena nie chciała jej zdradzić ani matce, ani siostrze, mimo ich usilnych prób.
– Żadnego sztucznego zapłodnienia, nie wymyślajcie! – powiedziała Irena. – Ojciec jest prawdziwy. Ale nie mogę powiedzieć kto. Nie wypytujcie mnie.
I wszyscy dali jej spokój. W głębi duszy rodzice się cieszyli – wkrótce pojawi się wnuk lub wnuczka, a Irena nie będzie już sama.
Marta nie podzielała ich entuzjazmu, ale przyjęła tę nowinę spokojnie. Sama wciąż zwlekała z dzieckiem – kariera, praca, wyjazdy – nie czas na macierzyństwo.
Wiosną Irena urodziła synka. Nazwała go Artur, co wprawiło rodzinę w jeszcze większe zdumienie: dlaczego właśnie takie imię? Ale Irena tylko wzruszyła ramionami – imię jak imię, nie ma w tym nic dziwnego.
I nagle młoda mama dostaje nowe mieszkanie, a w dodatku samochód! Rodzina nie wytrzymała. Zwołali naradę rodzinną i zażądali wyjaśnień – skąd te dary i po co jej samochód, skoro nie ma prawa jazdy?
Ale okazało się, że prawo jazdy ma – zrobiła je już rok temu, tylko nikomu o tym nie powiedziała. A prezenty? To dla syna – od jego ojca.
Dalsze milczenie Ireny zaczęło drażnić rodzinę.
Marta przestała dociekać, czasem odwiedzała siostrzeńca, przynosząc mu piękne zabawki. Nowa babcia przeżywała to w ciszy, a dziadek nieustannie narzekał, że Irena narobiła zamieszania i ukrywa prawdę przed rodzicami. To nie w porządku.
Pewnego dnia Anna właśnie sprzątała w domu, gdy zadzwonił dzwonek do drzwi.
Zdziwiona, poszła otworzyć. Na progu stał młody chłopak z ogromnym koszem pełnym różnorodnych produktów: owoce, warzywa, mięso, sery. Wszystko świeże i najlepszej jakości.
– To dla pani, prezent – powiedział chłopak.
Wręczył zdumionej kobiecie kosz i po prostu odszedł.
Nie było żadnej kartki, żadnej informacji, od kogo pochodził ten prezent.
Anna zadzwoniła do Marty, ale ta również nic nie wiedziała.
Nie mogła się dodzwonić do Ireny, a rodzice uznali, że to jakaś pomyłka i ktoś wkrótce zgłosi się po zwrot.
Ale wieczorem przyjechali do nich goście: starsza córka z wnuczkiem i mężczyzna około pięćdziesiątki. Śniady, ciemnowłosy, z brodą.
Irena w futerku, on w kożuchu, radosny, uśmiechnięty.
– No to, mamo i tato, poznajcie się. To jest Vartan.
– A to mój syn Artur – dokończył mężczyzna, wskazując na chłopczyka.
Mały zaczął marudzić, ale Vartan delikatnie go przytulił. Rodzice patrzyli na tę sielankę ze zdziwieniem, nie znajdując słów.
W końcu wszyscy przeszli do salonu, mama krzątała się w kuchni, Irena jej pomagała, zostawiając mężczyzn samych. Przy herbacie rozmowa się rozkręciła.
Vartan był dyrektorem targowiska. Nie był przystojniakiem. Miał już swoje lata, włosy, choć gęste, były już miejscami siwe. Ale oczy miał dobre, a uśmiech serdeczny.
Wcześniej był żonaty, ale dwa lata temu jego żona zmarła. Nie mieli dzieci. Później poznał Irenę.
– Ona jest wyjątkowa – powiedział Vartan, patrząc z czułością na zarumienioną kobietę, która jakby się zmieniła i złagodniała.
– Kochamy się, mamy syna. Tylko Irena nie chce za mnie wyjść za mąż. Mówi, że rodzice nie pozwolą jej wyjść za Ormianina.
Irena jeszcze bardziej się zaczerwieniła, a rodzice się speszyli.
– Myśmy nawet nie wiedzieli, Irena nigdy nam nie mówiła, kto jest ojcem Artura – powiedziała mama.
– Wiem. Prosiłem ją tyle razy, żeby wam powiedziała i w końcu mnie przedstawiła. Ledwo się zgodziła – dodał Vartan, obejmując Irenę i uśmiechając się.
Vartan spodobał się rodzicom. Był otwarty, życzliwy, serdeczny. Do Armenii nie zamierzał wracać, dobrze się tu zadomowił.
A dla swojej przyszłej żony i syna był gotów zrobić wszystko, by byli szczęśliwi.
I dotrzymał słowa. Po ślubie przeprowadzili się do jego dużego i pięknego domu z ogrodem.
Vartan bardzo zaprzyjaźnił się z Martą i jej mężem. Ich, a także rodziców, zaopatrywał w świeże produkty, a żonę i syna kochał ponad wszystko.
– Doczekała się córka swojego szczęścia – mówiła mama ze łzami w oczach.
Ojciec także polubił zięcia za jego otwartość i dobre serce. Jedynie w szachy zawsze z nim przegrywał. To go denerwowało. A Vartan śmiał się do rozpuku:
– Nie będę się podkładać, ojcze! Choć Irena na mnie się złości.
I to była największa „nieprzyjemność” w ich relacji. We wszystkim innym ta duża i zgodna rodzina była po prostu szczęśliwa!
