W wieku czterdziestu lat rozwiodłam się z mężem i przez kolejne pięć lat żyłam sama. Ale pewnego razu przyjaciółka zaprosiła mnie na swoje urodziny. Tam poznałam Andrzeja. On, podobnie jak ja, również był po rozwodzie. Zastanawiałam się, czy w moim wieku warto rozpoczynać nowy związek. Jednak po pół roku znajomości zdecydowaliśmy się zamieszkać razem. Teraz wiem, że miłość może przyjść do ludzi także w dojrzałym wieku
Z pierwszym mężem pobraliśmy się bardzo młodo, gdy oboje mieliśmy po dziewiętnaście lat. Wtedy kierowaliśmy się młodzieńczym zauroczeniem. Ale życie rodzinne, do którego – jak się okazało – nie byliśmy gotowi, szybko ostudziło emocje. Już po roku nasze małżeństwo stało się rutyną.
Nie, nie kłóciliśmy się, nasze relacje były stabilne, niemal „puste”, nie przynoszące żadnej radości. Nie mieliśmy do siebie większych pretensji, ale czułam, że zarówno w jego sercu, jak i w moim, narasta smutek. Czasami ten smutek wypływał na powierzchnię i wtedy dochodziło do słownych utarczek, po których czułam się wyczerpana.
Kiedy oboje skończyliśmy czterdzieści lat, nasza córka osiągnęła pełnoletniość. Wtedy z mężem podjęliśmy decyzję o rozstaniu, bo dalsze trwanie w tym związku nie miało sensu. Rozwiedliśmy się w zgodzie, bez zbędnych wyrzutów i bezsensownych kłótni. Poważnie porozmawialiśmy z córką, wyjaśniliśmy jej sytuację. Zrozumiała nas, ale czułam, że moralnie było jej ciężko.
Szybko jednak się pozbierała, ponieważ wyjechała na studia do stolicy. Mieszkamy na wsi, więc nie mieliśmy tu odpowiednich uczelni. Kolejne pięć lat spędziłam sama. Córka przyjeżdżała do domu tylko na wakacje. A ja przez ten czas cieszyłam się brakiem psychicznego dyskomfortu, jaki wiązał się z koniecznością życia pod jednym dachem z człowiekiem, który w ostatnich latach stał mi się całkowicie obcy.
Już pogodziłam się z myślą, że resztę życia spędzę samotnie. Ale pewnego dnia przyjaciółka zaprosiła mnie na swój jubileusz. Tam poznałam czterdziestosiedmioletniego Andrzeja. Był po rozwodzie. Od razu poczułam, że to pokrewna dusza. W dojrzałym wieku takie rzeczy odczuwa się znacznie wyraźniej.
Na początku po prostu rozmawialiśmy, potem nasze spotkania coraz bardziej przypominały romantyczne randki. Nie było żadnych gwałtownych emocji, jak w młodości. Było tylko jedno jasne uczucie – że między nami powstała silna więź duchowa i intelektualna, to samo uczucie, kiedy nie chcesz się rozstawać z kimś ani na chwilę.
Po pewnym czasie uświadomiłam sobie, że Andrzej to właśnie ten mężczyzna dla mnie. Po pół roku znajomości postanowiliśmy zamieszkać razem. Martwiłam się, jak przyjmie tę wiadomość moja córka, ale niepotrzebnie. Dorosła córka po prostu życzyła mi szczęścia. Sama w tym czasie miała już chłopaka, więc dobrze mnie rozumiała.
Przeprowadziłam się do Andrzeja, do jego domu. Teraz jesteśmy razem już prawie trzy lata i jestem szczęśliwa! Teraz rozumiem, jak ważne jest, aby między mężczyzną a kobietą istniała silna duchowa więź. Bez tego nie da się zbudować trwałego związku i doświadczyć prawdziwego, głębokiego uczucia. Nawet nie przypuszczałam, że w wieku czterdziestu pięciu lat mogę być tak szczęśliwa.
Z Andrzejem ani razu się nie pokłóciliśmy. Oczywiście, czasami pojawiają się drobne codzienne nieporozumienia, ale szybko je rozwiązujemy poprzez rozmowę, szybkie znajdowanie kompromisów i wspólne podejmowanie decyzji. Poza tym między mną a Andrzejem powstała intuicyjna więź. Rozumiemy się i wyczuwamy swój nastrój niemal bez słów. W trakcie rozmów uświadomiłam sobie, że mamy takie same wartości moralne, cele życiowe, dążenia i pragnienia.
Teraz wiem, że miłość może przyjść do ludzi także w dojrzałym wieku, nawet po czterdziestce. Pewnego dnia córka zapytała mnie:
– Mamo, jak dobrze wybrać sobie męża?
– Trzeba poczuć go sercem – odpowiedziałam.
