– Mamo, co jest do jedzenia? – zapytał starszy syn, ledwie wszedł do kuchni. – Już wstałeś, synku? Właśnie usmażyłam kotlety – odpowiedziała Maria. – Znowu kotlety? Mamo, czy ty naprawdę nie możesz wymyślić czegoś ciekawszego? Przecież wczoraj też były kotlety – marudził Wiktor. – Wczoraj były schabowe, a dziś są kotlety drobiowe – wyjaśniła Maria, jakby się tłumacząc. Syn skrzywił się, ale usiadł do stołu. Maria podała mu talerz z makaronem i kotletami. Na zegarze była już dwunasta, czyli taki moment pomiędzy śniadaniem a obiadem
Maria ma dwóch dorosłych synów – starszy ma 24 lata, młodszy 22. Żaden z nich nigdzie nie pracuje, śpią do południa, a kiedy się budzą, od razu idą do kuchni, żeby coś zjeść.
Nie jest Marii łatwo, bo tak się złożyło, że teraz jest jedyną żywicielką rodziny. Jej mąż niedawno stracił pracę, utrzymuje się z dorywczych zajęć, a synowie, choć skończyli studia, siedzą w domu, bo nie mogą znaleźć pracy, która im odpowiada i jednocześnie będzie dobrze płatna.
Za to dobrze zjeść jej chłopcy bardzo lubią, a do tego chcą, żeby każdego dnia było coś innego i świeżego, więc Maria całymi dniami stoi w kuchni, głowiąc się nad tym, co by tu dziś smacznego ugotować.
A oni wstają od stołu, nie tylko nie sprzątając po sobie, ale nawet nie dziękując. Jest jej przykro z powodu zachowania synów, bo po prostu nie nadąża sama ze wszystkim.
– Sama ich tak wychowałaś, więc czego teraz chcesz? – gani ją mąż. Od niego również nie otrzymuje żadnego wsparcia. On także uważa, że kuchnia to jej sprawa. Sam nawet nie kupuje produktów do domu.
Maria codziennie po pracy zachodzi do supermarketu, obładowuje się i dźwiga do domu dwie torby z zakupami, a w tym czasie trzej dorośli mężczyźni siedzą – jeden przed telewizorem, drugi w telefonie.
Tego dnia Marię rozbolała głowa. Nakarmiła synów, umyła po nich naczynia i postanowiła na chwilę się położyć.
W tym czasie, po kolejnym nieudanym poszukiwaniu pracy, do domu wrócił mąż.
– Maria, jestem głodny – zawołał od progu.
– Kochanie, w kuchni są makaron i kotlety, weź sobie sam, ja trochę odpocznę – wyjaśniła Maria, licząc na zrozumienie.
– Odpoczniesz? Ciekawe od czego się zmęczyłaś? Jeśli mam sobie sam gotować, to po co mi żona? Makaron i kotlety, znowu? – burknął mąż, niezadowolony, że żona wciąż nie urozmaica ich jadłospisu, powtarzając słowa starszego syna.
Marię bardzo zabolało to, co usłyszała, bo starała się ze wszystkich sił, produkty ostatnio kupowała za własne pieniądze, a w zamian dostała taką „wdzięczność”.
Skoro i tak nie udało jej się odpocząć, narzuciła na siebie płaszcz i wyszła z domu, mówiąc rodzinie, że idzie do sklepu po zakupy.
Nie miała ochoty wracać do domu, więc po prostu spacerowała. Po godzinie jej telefon dosłownie płonął od nieodebranych połączeń, zbliżała się pora obiadu, a synowie i mąż byli głodni. Ale Maria wyłączyła telefon – nagle wszystko przestało ją obchodzić. W końcu wszyscy są dorośli – nie zginą bez niej.
Pogrążona w niewesołych myślach przechodziła obok witryn sklepowych i zobaczyła salon kosmetyczny. Maria należała do tych kobiet, które nigdy nie robią sobie nawet manicure, bo szkoda im na to pieniędzy – za to można przecież kupić dwa kilogramy mięsa.
Ale tym razem postanowiła nie myśleć o jedzeniu i o tym, czym nakarmić mężczyzn w domu, tylko pomyśleć o sobie. Po raz pierwszy od wielu lat zmieniła fryzurę, zrobiła manicure, a potem jeszcze poszła do centrum handlowego i kupiła sobie nowe ubrania.
– Gdzie byłaś? I co się z tobą stało? – ze złością zapytał głodny mąż, spoglądając na zegarek.
– Mamo, co się stało? Zostawiłaś nas bez obiadu i kolacji – zaczęli skarżyć się obrażeni synowie Marii.
Maria nic im nie odpowiedziała. Wszyscy myśleli, że od razu pójdzie do kuchni coś ugotować, ale ona poszła do swojego pokoju, żeby przymierzyć nowe ubrania.
Rano Maria wstała i poszła do pracy. W lodówce zostawiła masło, kiełbasę i ser, a na stole – chleb. Kto będzie głodny, zrobi sobie kanapkę.
A ona postanowiła, że tę godzinę, którą zwykle poświęcała na smażenie kotletów, przeznaczy na dłuższy sen.
Maria już dawno czuła, że w ich rodzinie trzeba coś zmienić, ale dopiero teraz się na to odważyła. W końcu zrozumiała, że przede wszystkim musi zadbać o siebie.
Poszła nawet o krok dalej – kupiła sobie wycieczkę do sanatorium i poinformowała o tym męską część rodziny. A oni niech się martwią, co będą jedli przez te dwa tygodnie, kiedy jej nie będzie. W końcu kiedyś trzeba było zacząć myśleć o sobie.
