Gdybym wiedziała, że ta historia skończy się właśnie tak, nigdy bym się na to nie zgodziła. Niedawno przyszła do mnie moja przyjaciółka z prośbą, która na pierwszy rzut oka wydawała się całkowicie normalna – poprosiła mnie, żebym doglądała jej domu, kiedy jej nie będzie. Postanowiła wyjechać do Francji, do swojej siostry. – Anno, ufam ci jak sobie samej, więc ratuj mnie – poprosiła mnie Irena. – Nie będzie mnie tylko miesiąc. Wystarczy, że od czasu do czasu tu zajrzysz i sprawdzisz, czy wszystko w porządku

Gdybym wiedziała, jak to się skończy, nigdy bym się na to nie zgodziła. Nic dziwnego, że mówi się: „Nie czyń dobra, a nie zaznasz zła.”

Z Ireną przyjaźnimy się od dziecka. Chodziłyśmy razem do szkoły, potem niemal w tym samym czasie wyszłyśmy za mąż za dwóch przyjaciół, mamy synów w tym samym wieku – przyjaźnimy się niemal przez całe życie.

Ufa mi w pełni, dlatego zostawiła mi klucze do swojego domu.

Pomyślałam, że to nic trudnego, więc się zgodziłam.

Za pierwszym razem przyszłam, rozejrzałam się, sprawdziłam, czy wszystko jest na swoim miejscu, podlałam kwiaty, zamknęłam drzwi i wyszłam.

Zadzwoniłam do Ireny, żeby powiedzieć jej, że wszystko jest w porządku i żeby się nie martwiła.

Mój kolejny wypad do jej domu był tydzień później.

Wchodzę do kuchni i widzę, że przy zlewie stoją dwie kieliszki i talerz.

Bardzo mnie to zdziwiło, bo nie przypominałam sobie, żebym widziała to poprzednim razem.

Schowałam wszystko na miejsce, ale nie mogłam się pozbyć niepokoju.

Miałam dziwne przeczucie, że ktoś tu był, ale kto?

Irena od dawna była wdową i mieszkała sama. Jej dorosły syn mieszka za granicą, więc pozostawało dla mnie zagadką, kto jeszcze mógł mieć klucze do domu.

Próbowałam sobie wmówić, że to moja wyobraźnia, że może te kieliszki stały tam już wcześniej, a ja po prostu ich nie zauważyłam.

Nie powiedziałam o tym Irenie, żeby jej nie martwić, ale to był błąd.

Gdybym jej powiedziała, może uniknęłabym tej nieprzyjemnej sytuacji.

Przez cały czas myślałam o tym, szukałam różnych wyjaśnień, nawet przyszło mi do głowy, że to złodzieje, ale przecież nie włamują się po to, żeby napić się wina w kuchni Ireny.

Prawda wyszła na jaw, gdy przyjechałam do domu Ireny kolejny raz, tydzień później.

Kiedy podeszłam bliżej, wydawało mi się, że w jednym z pokoi świeci się światło.

Znów uspokajałam się, że to tylko złudzenie.

Ale gdy podeszłam do drzwi, by je otworzyć, ktoś zrobił to pierwszy.

Przede mną stanął Jarosław.

Zaskoczenie było tak wielkie, że ledwo utrzymałam się na nogach.

– Co ty tutaj robisz? – zapytał mnie Jarosław.

– Irena dała mi klucze. A ty co tutaj robisz? – odpowiedziałam pytaniem na pytanie.

I wtedy za nim pojawiła się kobieta w szlafroku Ireny.

Z wrażenia odebrało mi mowę.

Jarosław to rodzony brat Ireny, który przyszedł tu w gości ze swoją kochanką.

Dobrze znam jego żonę, nieraz się spotykałyśmy.

– Nic nie widziałaś! – oznajmił Jarosław. – I nic nie powiesz ani mojej żonie, ani mojej siostrze. A jeśli się wygadasz, powiem, że to ty byłaś tu ze mną.

Oto cała moja „przygoda”.

Chciałam tylko pomóc, a stałam się świadkiem czegoś bardzo nieprzyjemnego.

Co mam teraz zrobić? Powiedzieć Irenie prawdę? Czy milczeć?

W końcu to nie moja sprawa, ale jestem pewna, że Irena nie dawała bratu kluczy – pewnie sam zrobił sobie duplikat.

A jeśli coś zginie z domu, kto za to odpowie?

To ja będę podejrzana, bo tylko ja miałam dostęp do mieszkania.

Ale to cudza rodzina i nie wiem, czy mam prawo się wtrącać.

Co byście mi poradzili? Jak postąpić właściwie?

Spread the love