Powiedziałam mężowi wprost: niech jego mama żyje ze swojej emerytury, nic jej nie jesteśmy winni. Gdy naprawdę się zestarzeje — wtedy pomożemy. Na razie niech radzi sobie sama. Nam też nie jest łatwo: mamy dwoje dzieci, mieszkanie na kredyt i nikt nas nie wspiera

— Niedawno synowa oświadczyła mi bez ogródek: Pani Krystyno, nie potrzebujemy już pani pomocy — opowiada z żalem koleżankom pewna emerytka. — Wnuk jest już duży, ma dziesięć lat, sam wróci ze szkoły, obiad odgrzeje w mikrofalówce. A pieniądze, które mi płacili, od września pójdą na korepetycje z angielskiego.

Czyli wychodzi na to, że dzieci już mnie nie potrzebują! I pieniędzy dla mnie też nie mają — nikt nie zamierza pomagać mi „tak po prostu”. Najwyraźniej na starość przyjdzie mi żyć wyłącznie z emerytury.

Pani Krystyna ma siedemdziesiąt lat. Dziesięć lat temu przeszła na emeryturę — mniej więcej w tym samym czasie, gdy urodził się jej wnuk Michał. Początkowo te dwa wydarzenia nie miały ze sobą nic wspólnego. Opiekować się wnukiem pani Krystyna nie planowała, podzielała bowiem zdanie wielu współczesnych babć: swoje dzieci wychowałyśmy same, teraz niech młodzi wychowują własne.

Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie kwestia finansowa. Utrzymanie się wyłącznie z emerytury okazało się trudne.

— To zwróć się do syna, niech pomoże — doradziła jej koleżanka.

— Syn spłaca kredyt, a synowa jest na urlopie macierzyńskim — westchnęła pani Krystyna. — U nich naprawdę nie ma żadnych nadwyżek.

— To niech synowa wróci do pracy, a ty zajmiesz się wnukiem jak niania — zaproponowała koleżanka. — I niech ci za to płacą. Prędzej czy później i tak musieliby zatrudnić nianię, więc lepiej, żeby pieniądze zostały w rodzinie. Dziecko będzie z babcią, matka spokojniejsza, a ty dostaniesz dodatek do emerytury. Wszyscy wygrywają.

Początkowo pomysł wydał się dziwny, ale po namyśle pani Krystyna uznała go za sensowny. Porozmawiała z synem i jego żoną — i tak właśnie postanowili. Synowa, Anna, wróciła do pracy i początkowo oddawała teściowej dwie trzecie swojej pensji.

Pani Krystyna starała się uczciwie zapracować na te pieniądze: czytała wnukowi książki, chodziła z nim na plac zabaw, uczyła wierszyków. Pod koniec miesiąca przychodziła po wypłatę. Rodzice spokojnie pracowali, wiedząc, że dziecko jest pod dobrą opieką.

Kariera synowej, swoją drogą, po urlopie macierzyńskim wyraźnie nabrała tempa. W ostatnich latach Anna została kierowniczką działu i bardzo dobrze zarabia. Kredyt hipoteczny spłacili już dawno, a teraz budują dom pod miastem. Zwolnienie niani jeszcze przyspieszy budowę.

— Trzeba zrozumieć jedno — wzrusza ramionami Anna. — To pani Krystyna sama chciała relacji, w których nikt nikomu nic nie jest winien. Skoro tak, musi pamiętać, że to działa w obie strony. Ona nie musi za darmo opiekować się wnukiem — zgoda. Ale my też nie musimy jej pomagać.

— Czyli czysta wymiana usług? Ja tobie, ty mnie?

— Dokładnie. Przez półtora roku oddawałam jej lwią część swojej pensji za opiekę nad własnym dzieckiem. Później zaczęłam zarabiać więcej, ale na początku było nam naprawdę ciężko. Ona doskonale wiedziała, w jakich warunkach żyjemy. Widziała, że wróciłam do pracy nie z wygody, zostawiając półtoraroczne dziecko z „ukochaną” teściową. Widziała, że jej syn pracuje ponad siły i że te pieniądze oddajemy z trudem — a mimo to ani razu nie zrezygnowała.

Poradziliśmy sobie. A teraz ja będę postępować podobnie — i niech ktoś spróbuje powiedzieć, że robię źle.

— A później? Gdy naprawdę się zestarzeje, pomożesz?

— Gdy będzie schorowana i niesamodzielna — zapewne tak. Ale dopóki radzi sobie sama, niech żyje z emerytury. Nic jej nie jesteśmy winni. Za opiekę nad naszym synem zapłaciliśmy w pełni. Pomoc nie jest już potrzebna.

Spread the love