Z teściową nie rozmawiałyśmy przez cztery lata. Zawsze ktoś inny był według niej lepszy ode mnie: jedna synowa bardziej uległa, druga miała bogatszy posag, a trzeciej rodzice zrobili wesele jak z bajki. A my z jej Krzyśkiem po prostu poszliśmy do urzędu i się pobraliśmy. Dopiero niedawno pani Janina zaczęła mówić do mnie „córeczko” – bo chyba poczuła, że starość już blisko i ktoś będzie musiał się nią zająć

Jestem mężatką od dwudziestu lat, ale przez cały ten czas z matką Krzysztofa nie miałam ani spokoju, ani zgody. Wszystko zaczęło się jeszcze przed ślubem. Pani Janina próbowała mnie sobie podporządkować, chociaż byłam wtedy młodą dziewczyną. Próbowała nas skłócić – mnie z Krzyśkiem, a nawet jego z bratem. Było tego sporo – nie da się w dwóch zdaniach opowiedzieć.

Wyszłam za mąż w wieku dziewiętnastu lat. Krzysiek był ode mnie sześć lat starszy, miał też brata – mojego rówieśnika. Po ślubie zamieszkaliśmy z jego rodzicami, ale teściowa tak rządziła, że teść w końcu powiedział nam wprost: „Idźcie na swoje, bo tu wam życia nie da”. Posłuchaliśmy go. Wynajmowaliśmy mieszkania, odkładaliśmy pieniądze, w końcu udało się – mamy własne M i wszystko spłacone. Trochę pomogli moi rodzice.

W tym czasie teść zmarł. Prosiliśmy teściową o pożyczkę – wiedzieliśmy, że mąż zostawił jej spory rachunek oszczędnościowy. Chcieliśmy kupić mieszkanie bez kredytu, ale ona odmówiła.
– Mam jeszcze jednego syna – powiedziała – i też muszę o nim pomyśleć. A potem dodała z przekąsem:
– W innych rodzinach to rodzice panny młodej dają wszystko – i na wesele, i na mieszkanie. Moja znajoma tak miała. Sama grosza nie dołożyła, wszystko zrobili rodzice synowej.

Ona zawsze porównywała. Zawsze ktoś był lepszy: bardziej posłuszny, bogatszy, ładniejszy. A ja z jej Krzyśkiem – zwykli, prości ludzie.

Przy mężu grała ideał: słodka, serdeczna, troskliwa. Ale gdy tylko zostawałyśmy same, nie szczędziła kąśliwości. Krzysiek długo nie wierzył.
– Co ty, przecież mama cię uwielbia! Zawsze dobrze o tobie mówi! – powtarzał.

Po czterech latach urodził się nasz syn. Następnego dnia po powrocie ze szpitala przyszła babcia – pani Janina. Ja byłam półżywa ze zmęczenia, a ona: „Zrób herbaty, daj więcej cukru, a jeszcze dolej wrzątku”. Widziała, że nie mam siły, Krzysiek w pracy, a ona tylko rozkazywała. W końcu rzuciła:
– Gospodyni z ciebie żadna. Nie potrafisz nawet przyjąć matki męża jak należy. Nic, nic – może z następną żoną Krzysiowi pójdzie lepiej.

Po tej wizycie nie rozmawiałyśmy cztery lata. Potem trochę się uspokoiło, zwłaszcza że młodszy brat Krzyśka się żenił. Na weselu wszystko jakby się wyrównało. Pani Janina promieniała – młodsza synowa bardzo jej się podobała. Ojciec dziewczyny był dyrektorem, mieli mieszkanie, samochód, wszystko. Patrzyła na mnie z triumfem.

Ale nowa synowa szybko pokazała pazurki – jasno dała do zrozumienia, że teściowa nie będzie się wtrącać w ich życie. Od tego czasu rzadko ją zapraszali.

Kilka lat temu pani Janina zaczęła chorować. Nic poważnego – zwykłe starcze dolegliwości. Ale chyba wtedy dopiero pomyślała, jak to będzie dalej. Nie miała córek, wnuczka jeszcze mała, wnuk nastolatek, jeden syn urażony, drugi pod pantoflem żony.

Zaczęła więc przychodzić do mnie. Chwaliła mnie pod niebiosa – że wzorowa gospodyni, że mój syn taki mądry, że pięknie wyglądam, że druga synowa to przy mnie żadna konkurencja. Ale mnie to nie cieszyło.

– Ciesz się – mówi Krzysiek – mama cię w końcu doceniła. Przebacz, nie warto wracać do dawnych uraz.

Ale ja wiem swoje. Nie mnie ona „rozpoznała”, tylko własną starość. Ostatnio zaczęła mówić do mnie „córeczko” i próbowała mnie zaciągnąć do siebie, żeby jej pomóc posprzątać.

– Nie daj się nabrać – ostrzegła mnie młodsza synowa – ludzie się nie zmieniają, tylko sytuacja się zmienia. My pomożemy pieniędzmi, wynajmiemy opiekunkę, sprzątaczkę, ale ja nie zamierzam robić z siebie służącej.

My z Krzyśkiem nie mamy takich pieniędzy jak oni, ale coraz bardziej myślimy podobnie. Łatwiej będzie pomóc na odległość, niż udawać serdeczność i wdzięczność, których nie ma.

Znajomi mówią:
– Trzeba przebaczyć. Sama kiedyś będziesz teściową.

Może i tak. Ale ja uważam, że wystarczy, że dziś rozmawiamy z nią grzecznie i jesteśmy gotowi pomóc finansowo. Na więcej mnie nie stać.

Spread the love