Niedawno przywiozłem moją osiemdziesięcioletnią mamę ze wsi do swojego mieszkania w mieście. I muszę przyznać — już żałuję tej decyzji. Mama nie przestaje mnie pouczać: że źle żyję, że nie mam żony, że w domu wszystko „nie tak”. Nie wiem, jak długo jeszcze to wytrzymam, ale czuję, że moje nerwy są na granicy wytrzymałości

Mam pięćdziesiąt lat, jestem po rozwodzie i od dawna mieszkam sam. Moja mama całe życie ciężko pracowała na wsi. Z wiekiem zaczęło jej być coraz trudniej radzić sobie samodzielnie, więc jako jedyny syn postanowiłem ją do siebie zabrać. Zawsze ją szanowałem i starałem się być wobec niej cierpliwy, nawet kiedy kompletnie nie miała racji. Ale wszystko ma swoje granice. Od czterech miesięcy mieszka ze mną — i powiem szczerze, zaczyna mnie to coraz bardziej męczyć.

Mama zachowuje się, jakbym nadal był dzieckiem, które trzeba pilnować. Proszę ją, żeby odpoczywała, żeby po prostu wołała mnie, gdy czegoś potrzebuje — ale ona i tak wstaje, sprząta, gotuje, przekłada rzeczy po swojemu. W dodatku nie przepuszcza żadnej okazji, żeby mi przypomnieć, że „tak człowiek nie żyje”, że „czas znaleźć sobie żonę” i że „kobieta by ci tu wszystko poukładała”.

Mam wrażenie, że odkąd zamieszkała u mnie, uznała, że może przejąć władzę nad moim życiem. Jakby zapomniała, że jestem dorosłym mężczyzną, który sam potrafi decydować o sobie. Próbowałem z nią spokojnie o tym porozmawiać, wytłumaczyć, że potrzebuję przestrzeni, ale ona tylko macha ręką i robi swoje.

Nie będę udawał – mam już tego dość. Jej obecność zaczyna być dla mnie ciężarem. Przecież ja też coś poświęcam – swój spokój, swój rytm dnia, swoje przyzwyczajenia. A w zamian dostaję ciągłe narzekanie i wieczne pretensje. Wiem, że jako syn powinienem być cierpliwy, ale i cierpliwość ma swoje granice. Coraz częściej myślę, że może w domu opieki byłoby jej lepiej — i mnie też łatwiej.

Podzieliłem się tym pomysłem z przyjaciółmi. Nikt mnie nie poparł. Wszyscy powiedzieli, że jestem zbyt surowy, że nie rozumiem jej wieku. Może mają rację… Ale czy starość naprawdę usprawiedliwia to, że człowiek zapomina o szacunku i empatii? Przecież doświadczenie życiowe powinno dawać mądrość, a nie tylko prawo do wiecznych wyrzutów.

Dzieciom można pobłażać, bo dopiero się uczą. Ale tu mowa o dorosłej kobiecie, która całe życie pouczała innych. Teraz ja naprawdę nie wiem, jak długo jeszcze wytrzymam.
Moja cierpliwość się kończy.

Spread the love