Po kolejnym konflikcie synowa rzuciła mojego syna, spakowała torby i powiedziała, żeby jej nie szukał. A dziecko? „Niech zostanie z tobą, mam go już dość” – usłyszał ode mnie syn. Był kompletnie zdezorientowany: co teraz robić, jak wychować malucha, skoro chłopczyk miał wtedy dopiero półtora roku? Syn z wnukiem przeprowadzili się do mnie i mieszkają już trzy lata, podczas gdy synowa spokojnie prowadzi swoje życie
Ślub syna w wieku 21 lat był dla mnie ciężki do zaakceptowania, ale dziewczyna spodziewała się dziecka i trzeba było zalegalizować związek. Nie byłam zachwycona, bo przyszła synowa była od niego trzy lata starsza, miała za sobą nieudany związek na kocią łapę – jednym słowem, życie już znała. Ale stało się: syn się ożenił, gdy ona była w szóstym miesiącu ciąży.
Syn miał wielkie plany: po wojsku chciał iść na studia, skończyć uczelnię, ale nic z tego – trzeba było utrzymać rodzinę. Zatrudnił się na budowie, tam nauczył się wszystkiego: od murarki, przez elektrykę, aż po wykończeniówkę. Synowa siedziała w domu z dzieckiem, ale ciągle marudziła: że nudno, że mały płacze, że ona nie śpi po nocach i że chciałaby wyskoczyć z koleżankami na miasto.
Syn nie miał jak jej tego zapewnić – pracował po nocach, a czasem i na okrągło, gdy była robota na cito. Wracał wykończony, marzył tylko o tym, żeby się przespać. Ale trzeba było płacić za wynajmowane mieszkanie i utrzymać rodzinę.
Jej matki już nie było, ojciec często zaglądał do kieliszka. Czasem budziła się w nim „miłość do wnuka” i nietrzeźwy wpadał, by posiedzieć z małym. Synowa go dopuszczała, a ja – gdy się dowiedziałam – byłam w szoku. Jak można zostawić dziecko z pijanym człowiekiem?
Powiedziałam wtedy, że jeśli już bardzo musi, to ja mogę przyjechać, ale nie częściej niż raz w miesiącu – też pracuję, mam zmiany, dorabiam, no i jeszcze córkę nastolatkę, której trzeba poświęcić uwagę. Czas jednak zawsze jakoś znalazłam, choć do 21:00 – później nie. Ale synowa oszukiwała: nie odbierała telefonu, kłamała, że autobus nie przyjechał, że koleżanka potrzebuje pomocy. A syn zrywał się z pracy i biegł do domu – chudy, zmęczony, aż żal było patrzeć.
Zawsze przywoziłam im torby z jedzeniem, prosiłam syna, żeby się oszczędzał. Gotowałam im obiady na dwa dni, bo synowa nie umiała i nie chciała. Tak to się toczyło.
Aż w końcu synowa kompletnie poszła w tango. Po kolejnym kłótni zostawiła syna na tydzień samego z dzieckiem. On brał urlopy na budowie, żeby się zająć małym. Potem wróciła, zabrała rzeczy i oświadczyła: „Nie szukaj mnie. Dziecka nie chcę. Mam go dość”.
Syn był w szoku. Co robić? Jak wychować malucha? Wtedy powiedziałam im, żeby przeprowadzili się do mnie. I tak już zostało: opiekujemy się wnukiem we trójkę – ja, syn i moja córka. A „mama” całkiem zniknęła – raz mieszka u ojca, raz u koleżanek.
Po dwóch miesiącach syn złożył papiery rozwodowe i od razu pozew o alimenty. Ona nawet nie zaprotestowała, zgodziła się bez słowa, ale pracować nigdzie nie poszła, a alimentów nie płaci do dziś.
Już prawie trzy lata minęło. Ani grosza na dziecko nie przysłała, nawet się nie odezwała. Malucha nie chce widzieć. Ja dzwonię, apeluję do jej sumienia, a ona zaczyna jęczeć: że biedna, głodna, że nie ma pracy, że bosa i goła. Syn złości się na mnie: „Mamo, nie dzwoń do niej”, ale mnie aż trafia – choćby grosz od tej wyrodnej matki wyciągnąć!
Ale ostatnio koleżanka otworzyła mi oczy: pod koniec sierpnia leciała na wakacje do Turcji i spotkała w lotnisku moją „biedną” synową – w markowych ciuchach, z dużą walizką, z koleżankami, wszystkie szły do odprawy. Nawet fotki mi przesłała. A więc pieniądze się znalazły!
Próbowałam do niej dzwonić, ale chyba zmieniła numer. Ojciec potwierdził – nietrzeźwy, ale jednak – że córka wyjechała nad morze, „pewnie sponsor się znalazł”. No i wszystko jasne.
Nie wiem, co robić. Wiem jedno – alimentów od niej się nie doczekamy. I w głowie mi się nie mieści, jak można tak – zostawić własne dziecko. Jak ona z tym żyje? Jak spokojnie zasypia?
