Pewnego razu pożyczyłam zięciowi sporą sumę pieniędzy. Naprawdę dużą. Poprosił mnie, żebym nie mówiła o tym córce – i zgodziłam się milczeć. Obiecał oddać w ciągu trzech miesięcy. Minęło już sporo czasu, a ja nie zobaczyłam ani złotówki. Teraz myślę, że muszę zadzwonić do córki i poprosić ją o pomoc… Dlaczego wtedy to ukryłam?

Moje lata szybko mijały. Wreszcie nadszedł czas, żeby trochę pomyśleć o sobie – tak postanowiłam, gdy przeszłam na emeryturę. Dzieci dorosły, wnuki już nie potrzebowały codziennej opieki, a ja wreszcie miałam wolny czas. Emerytura była raczej skromna, ale przez lata udało mi się coś odłożyć. I byłam szczęśliwa – przynajmniej przez kilka lat nie musiałam się martwić o pieniądze.

Zdecydowałam, że wydam oszczędności na spełnienie marzenia z młodości. Jeszcze jako studentka, z moim przyszłym mężem marzyliśmy o podróżach – o tym, by zobaczyć najdalsze zakątki świata. Ale życie potoczyło się inaczej i poza granicami Polski nigdy nie byliśmy. Postanowiłam wybrać się w autokarową wycieczkę po Europie. Kilkanaście dni w drodze, różne kraje, nowe miejsca… To miało być moje wielkie przygoda. Powiedziałam o tym córce i zięciowi, a potem pozostało mi tylko czekać trzy miesiące do wyjazdu.

Pewnego wieczoru wracałam z biblioteki i zobaczyłam przed blokiem znajomą sylwetkę. To był mój zięć. Byłam zdziwiona, że przyszedł sam, bez córki. Wpuściłam go do mieszkania. Jak się okazało, miał do mnie „ważną” prośbę.

Od dawna marzył o dużym, terenowym aucie. I właśnie nadarzyła się okazja: kolega z pracy sprzedawał samochód w bardzo dobrej cenie. Oczywiście wiedział, że córka nie zgodzi się wydać wszystkich oszczędności na taki kaprys. A on nie zdążył odłożyć tyle, by starczyło. Widziałam, jak mu błyszczą oczy, kiedy mówił o tej okazji. I choć wiedziałam, że to ryzykowne, serce mi zmiękło. W końcu dobrze rozumiem, co to znaczy mieć marzenie. Zgodziłam się i pożyczyłam mu pieniądze – pod warunkiem, że nie powie o tym córce. Obiecał oddać całość w ciągu trzech miesięcy.

Córka była przekonana, że mąż miał szczęście i kupił samochód wyjątkowo tanio. A ja patrzyłam na ich radość i milczałam.

Jednak czas mijał, a pieniędzy nie było. Zbliżał się termin opłaty mojej wymarzonej wycieczki, więc zaczęłam delikatnie pytać zięcia, kiedy odda. Najpierw udawał, że nie wie, o co chodzi. Potem otwarcie powiedział, że powinnam go zrozumieć – że ma na głowie utrzymanie rodziny i córek, a ja, zamiast myśleć o podróżach, powinnam mu współczuć. Poczułam się, jakby ktoś mnie spoliczkował. Zrozumiałam, że on wcale nie zamierza zwrócić długu.

I teraz stoję przed dylematem. Z jednej strony czuję się podle – bo milczałam i zaufałam. Z drugiej strony nie chcę rezygnować z marzeń o podróży. Czy powinnam powiedzieć córce prawdę? A może machnąć ręką na pieniądze i cieszyć się, że on ma nowe auto? Nie wiem, jak dorosły człowiek może tak postąpić… A przecież zawsze go szanowałam i wierzyłam mu.

Spread the love