Mój mąż odszedł z przytulnego domu do swojej szefowej. Do kobiety, która mieszka w pracy i w ogóle nie wie, co to stanie przy kuchence. Nie wie, że mój mąż ma kiepskie zdrowie i że nie może jeść byle czego. Zostałam sama — z moimi garnkami i koszulami. On teraz tego nie potrzebuje. A ja nikomu nie jestem potrzebna
Mam trzydzieści pięć lat, wyszłam za mąż jako dwudziestopięciolatka. Wtedy pracowałam w dużej kancelarii prawnej i wiązano ze mną duże nadzieje. Kiedy postanowiliśmy razem iść przez życie, mąż powiedział, że domowy spokój jest dla niego ważniejszy niż moje zarobki. Uzgodniliśmy więc, że rzucę pracę i zajmę się domem.
Mąż zarabiał całkiem dobrze, starczało nam na godne życie. Jego mama nauczyła go porządku: wszystkie ubrania miały być czyste, wyprasowane i poukładane w szafie — żeby rano łatwiej było wybrać. Nawet skarpetki miały leżeć w kupce i być wyprasowane.
Rola troskliwej żony wcale mnie nie męczyła — wręcz przeciwnie, lubiłam to. Lubiłam eksperymentować w kuchni, a on chwalił moją kuchnię. Jego uznanie było dla mnie ważne i napędzało mnie do dalszych kulinarnych „cudów”. Lubiłam też ład w domu. Czasami tęskniłam za pracą i myślałam, co mogłabym osiągnąć zawodowo po dziesięciu latach, ale szybko odrzucałam te myśli, bo byłam szczęśliwa jako gospodyni. Mąż nigdy nie miał powodów, by narzekać.
Dzieci nie mieliśmy, ale wierzyliśmy, że to się ułoży. Wszystko szło dobrze, aż nagle — niespodzianka: mąż poszedł do swojej szefowej — karierowiczki, która mieszka w biurze i nie ma pojęcia, jak stać przy garnku. Nie wie, że u niego źle z trawieniem, że nie wolno mu jeść „wszystkiego po trochu”.
Ona nie potrafi prasować koszul ani prać skarpetek. Nie rozumiem, dlaczego tak postąpił. Przecież dla niego porzuciłam dobrą karierę i niezależność finansową. Zapewniłam mu wygodne, ciepłe życie, a on zamienił mnie na ładną lalkę.
Zrezygnowałam z niezależności dla niego — teraz zostałam sama z garnkami i prasą. On tego nie potrzebuje. I czuję się niepotrzebna. Po długiej przerwie w pracy ciężko będzie mi wrócić na rynek — nikt nie zatrudni doświadczonej, a jednocześnie „wyłamanej” zawodowo trzydziestoparoletniej kobiety bez aktualnych umiejętności. A on przecież wie, że zostałam sama, bez środków do życia. I uciekł jak tchórz — zabrał swoje rzeczy, gdy mnie nie było w domu.
Nie odbiera telefonów. Jest mi obojętny. A ja przez niego przekreśliłam swoje życie. Najmocniejszy cios — od człowieka, któremu oddałaś duszę. To mnie załamało. Nawet nie miał odwagi spojrzeć mi prosto w oczy. Jak teraz pozbierać rozsypane kawałki swojego życia i pójść dalej?
Mam 35 lat, nie mam pracy, nie mam dzieci, nie mam męża. Nigdy bym nie pomyślała, że mi się coś takiego przytrafi. Teraz jestem przekonana, że najczęściej porzucają wierne i oddane żony.
