Mieszkaliśmy w mieszkaniu po moim dziadku. Wtedy, gdy to ja utrzymywałam rodzinę i wszystko było na mojej głowie, mój mąż potajemnie kupił mieszkanie i oznajmił, że tam zamieszka jego mama. Postanowiłam złożyć pozew o rozwód i podział majątku
Na początku, po ślubie, mieszkaliśmy u jego rodziców. Nie mogę powiedzieć, że było mi tam lekko. Na każde moje nieśmiałe słowo słyszałam: „To nasze mieszkanie, nie pasuje ci – pakuj się i idź. Tu nie jesteś u siebie, żeby rządzić”.
Drzwi do naszego pokoju mogły się otworzyć w każdej chwili. Teściowie starali się nieustannie pokazać, kto tu jest gospodarzem. Zaciskałam zęby, dobrze zapamiętując lekcję – to nie jest mój dom. Wyprowadziliśmy się od teściów dziesięć lat temu. Mój dziadek poważnie zachorował i wymagał opieki. Byłam wtedy na urlopie macierzyńskim, miałam czas i dla dziecka, i dla dziadka. On, z pominięciem mojej mamy i wujka, przepisał mieszkanie właśnie na mnie.
Dziadek wciąż żyje – ma prawie 80 lat – ale z własnej woli zamieszkał w domu spokojnej starości. Odwiedzam go kilka razy w miesiącu. Mój mąż nie ukrywał, że fakt, iż mieszkanie jest na mnie, był mu nie w smak. A kilka lat temu jakby „odpuścił”. I właśnie wtedy zaczął przynosić do domu dwa, a czasem trzy razy mniej pieniędzy niż wcześniej. Powinnam była się zastanowić, ale byłam przyzwyczajona, że mogę mu ufać.
Moja teściowa, siedem lat temu owdowiała. Namówiona przez starszą córkę, sprzedała swoje mieszkanie i przeniosła się do małego miasteczka, gdzie lokale były tańsze. Różnicę w cenie dała córce na mieszkanie.
Mój mąż bardzo żałował, że wtedy zrzekł się swojego udziału w spadku na rzecz matki. Teraz jego mama poważnie choruje. Od jej domu do szpitala jest bardzo daleko, więc postanowiła przeprowadzić się „bliżej cywilizacji”. Ale nie do córki – ta odmówiła od razu – tylko, jak myślałam, do nas. A co innego mogłam pomyśleć, gdy stanęła w progu z walizkami? Znów znajomy scenariusz – przybłęda w cudzym domu. Jak kiedyś ja. Nikt mnie nie poinformował o jej przeprowadzce. To, że pojawiła się u nas, było dla mnie ogromnym szokiem.
Mąż zaczął się tłumaczyć:
– Przecież kiedyś mieszkaliśmy u mamy, niech teraz ona pomieszka u nas!
Mieszkaliśmy? Czy on naprawdę to tak pamięta? Ja tam nie mieszkałam – ja tam walczyłam o przetrwanie. A jego mama wcale mi tego nie ułatwiała. Ile „miłych” słów od niej słyszałam każdego dnia… I teraz miałabym ją znosić w MOIM mieszkaniu? Powiedziałam jej to wprost. Pozwoliłam przenocować – przecież nie wyrzucę w nocy – ale doradziłam, by jechała do córki, mówiąc jasno, że nie jestem zadowolona z jej obecności.
– A kto powiedział, że pojadę do córki? – odpowiedziała. – Ja będę mieszkać w mieszkaniu mojego syna. Jak tylko blok oddadzą do użytku.
Najpierw nie zrozumiałam. Jakie mieszkanie syna? O co chodzi? Jaką to nieruchomość ma mój mąż, o której ja nic nie wiem?
Nie miał już wyjścia i przyznał, że kupił mieszkanie. A raczej – wziął kawalerkę na kredyt, który prawie już spłacił.
Tymczasem ja utrzymywałam dom. Córka w szkole, korepetycje z angielskiego, książki, wycieczki, prezenty, opłaty, jedzenie – to wszystko było ostatnio na mojej głowie. Podczas gdy mój mąż inwestował w „swoje” mieszkanie.
Byłam w szoku. Dlaczego mi nie powiedział? Dlaczego się nie poradził? Moglibyśmy podzielić wydatki tak, żebym nie dźwigała wszystkiego sama. Wychodzi na to, że spłacił swój kredyt za moje pieniądze. Zapytałam: czemu nie zapisał mieszkania na matkę, skoro tak ją kocha?
– A po to, żeby wszystko oddała siostrze? – usłyszałam. – O nie, tego już za dużo.
Po tej rozmowie dałam jemu i jego matce pół godziny, by opuścili mój dom. Mąż kłamał przez lata, a teraz owoce mojej pracy chciał przekazać swojej matce. Posadzić ją w mieszkaniu, na które ja się zaharowywałam.
Postanowiłam: składam pozew o rozwód i podział majątku. Podzielę to mieszkanie i za swoją część pojadę z córką na wakacje. Od trzech lat nigdzie nie byłam – wciąż tylko praca i obowiązki. Należy mi się. Ale wciąż nie mogę się otrząsnąć po tym, co zrobił mój mąż.
