Sprzątałam w domu i pod łóżkiem znalazłam złotą kolczyk. Mąż przysięgał, że nic o tym nie wie, ale ja i tak zdecydowałam się na rozwód. Dopiero po tygodniu przyszedł do mnie teść i wyjawił całą prawdę
Po ślubie zamieszkaliśmy w mieszkaniu, na które dołożyli się oboje rodzice. Żyliśmy razem pięć lat, doczekaliśmy się dziecka. I nagle – taka historia. Znalazłam pod łóżkiem złotą kolczyk. Byłam pewna, że nie jest moja. Zanim zrobiłam mężowi awanturę, przejrzałam jego konto na Facebooku, czy aby nie ma tam jakiejś znajomej z podobnymi kolczykami.
Znalazłam dziewczynę, która miała identyczne. Zalogowałam się nawet na Messengerze z jego komputera i przejrzałam wiadomości. Nic nie znalazłam. Pomyślałam: sprytnie kasuje. Byłam przekonana – zdradza mnie.
Bez długiego zastanowienia spakowałam mu walizkę, dorzuciłam jeszcze rondel, który podarowała nam teściowa, i wystawiłam wszystko za drzwi. Niech siedzi na stancji i gotuje pierogi, wspominając nasze „szczęśliwe” małżeństwo. Nowa wybranka raczej z nim nie zamieszka – na jej zdjęciach widać było bogatego faceta w luksusowym aucie. Pomyślałam, że z moim mężem to tylko romansik „dla duszy”.
Mąż wrócił i oczy zrobił jak kotek: „Nie, absolutnie nie zdradzałem, jesteś ty i nasz syn – najważniejsi!”.
– A ta kolczyk pod łóżkiem? – zapytałam.
– Może któraś z twoich koleżanek zgubiła? – próbował się bronić. Ale koleżanek nie było u nas od miesięcy, a ja kilka tygodni wcześniej myłam podłogę – niczego tam nie było.
Faktycznie, ostatnio bywała u nas tylko teściowa. Ale ona była cudowna – nigdy się nie wtrącała, pieniędzy nie żądała. Anioł, nie teściowa. Więc o niej nawet nie pomyślałam. Wyrzuciłam męża i poczułam się jak silna kobieta, która sama poradzi sobie i wychowa dziecko.
Przez tydzień nie zadzwonił. Co mogłam myśleć? Że płacze i planuje, jak mnie odzyska? Oczywiście, że nie. Byłam pewna, że cieszy się wolnością w towarzystwie nowej „miłości”.
Aż tu nagle teściowa przyprowadziła do mnie teścia. Wyglądał jak winny chłopiec. I wyszło szydło z worka: „niszczycielem małżeństwa” okazał się on sam. Spotkał po latach kolegę z młodości – kumpla od szkoły, wojska i pierwszego interesu. Zaczęli wspominać, popili i przypomnieli sobie, że kiedyś marzyli, by ich dzieci się pobrały. Okazało się, że córka tego kolegi właśnie się rozwiodła i została sama z dzieckiem.
Koledzy poszli do jubilera, kupili kolczyki. Jedną sztukę od razu oddali do lombardu, pieniądze przepili, a drugą… podłożyli u nas w mieszkaniu. Teść miał zapasowy klucz – i wykorzystał go.
Prawdę wyciągnęła z niego teściowa, kiedy zaczął się cieszyć, że „wkrótce będzie miał nową synową”. Ale zamiast mnie przeprosić, powiedziała:
– Zawiodłaś mnie. Powinnaś była zaufać mojemu synowi. Myślałam, że jest szczęśliwy z dobrą żoną, a ty go zdradziłaś swoim brakiem wiary.
Zamknęłam za nimi drzwi i dopiero wtedy zaczęłam myśleć, jak przeprosić męża i sprowadzić go z powrotem. Bo gdyby nie znalazła się tamta dziewczyna z identycznymi kolczykami, pewnie bym mu uwierzyła.
Na szczęście udało nam się pogodzić. Wyprosiłam przebaczenie. Teraz codziennie gotuję pierogi i barszcz, które uwielbia. Liczę, że wkrótce wszystko wróci do normy.
Ale relacje z teściami raczej się nie naprawią. Gdy spotykamy się przypadkiem, teściowa nawet nie mówi mi „dzień dobry”. Tak oto straciłam swoją „idealną teściową”. Może i sama jestem winna – ale kto by pomyślał, że sprawa potoczy się w taki sposób?
A teść… wyszedł z tego suchą stopą.
Najważniejsze jednak, że my z mężem znowu jesteśmy razem.
