Ostatnio w życiu mojego syna zaczęła się jakaś czarna passa. Przyszedł do mnie i poprosił, żebym pozwoliła im z żoną zamieszkać u mnie przez jakiś czas. Powiedziałam mu wprost, że może sam się wprowadzić, ale synowej do swojego domu nie wpuszczę. Niech jedzie do swojej matki

– Jak wszystko było dobrze i problemów nie mieli, to oczywiście matka była nikomu niepotrzebna! – wzdycha 60-letnia Wiera. – A synowa zawsze chodziła obok mnie z zadartym nosem, przez te wszystkie lata chyba nawet dziesięciu zdań mi nie powiedziała. Choć ja nigdy jej nie obrażałam, wręcz przeciwnie – pilnowałam się, żeby niczego przykrego nie powiedzieć. A jak tylko dzwoniłam do syna, to zawsze:
– Co chciałaś? Mów szybko, bo nie mam teraz czasu, jestem bardzo zajęty.

No i proszę – teraz, kiedy mają kłopoty, nagle sobie o mnie przypomnieli!

– O coś cię konkretnie prosili?
– Tak. Wczoraj syn przyjechał niby po sprawie. Pyta, czy jeszcze mamy w domu stary młot udarowy po ojcu. Pomyślałam sobie: jasne, tylko tego im teraz brakuje w wynajętym mieszkaniu! Kręcił się, coś tam się wahał, aż w końcu sama mu powiedziałam: no to powiedz wprost, o co chodzi.

I wtedy usłyszałam:
– Mamo, czy moglibyśmy u ciebie pomieszkać kilka miesięcy, dopóki nie znajdę pracy i nie wynajmiemy nowego mieszkania? Teraz jest nam naprawdę ciężko.

Okazało się, że właściciel mieszkania, które wynajmowali, poprosił, by się wyprowadzili – sprzedał lokal. Syn bez pracy, synowa z trzyletnim dzieckiem w domu, pieniędzy brak.

– I co? Kiedy się wprowadzają?
– Oni do mnie? Ależ skąd! Synowi powiedziałam jasno: możesz przyjechać i zostać, ile tylko trzeba. Jesteś moim dzieckiem i ten dom to również twój dom. Wnuczka też zawsze przyjmę z otwartymi ramionami. Ale twoja żona niech jedzie do swoich rodziców!

Wiera mieszka w trzypokojowym mieszkaniu w bloku z wielkiej płyty, kupionym dawno temu razem z mężem. Nie luksus, ale przestronne. Męża straciła trzynaście lat temu, syn ma teraz 33 lata i od dawna mieszka osobno. Jeszcze na studiach wynajął pokój z kolegą, potem zamieszkał sam. Sześć lat temu poznał Marinę – swoją obecną żonę – i od razu zaczęli wspólne życie.

Potem wzięli ślub, urodziło się dziecko, a oni dalej mieszkali w wynajętym lokalu. Były rozmowy o kredycie hipotecznym, ale nic z tego nie wyszło.

Relacje Wiery z synową? Właściwie żadne. Nie kłóciły się, nie dzieliły niczego – ale synowa ją całkowicie ignorowała. Nie odbierała telefonu, a jak Wiera dzwoniła, to oddzwaniał syn. Gdy miała przyjść w odwiedziny, synowa po prostu znikała z domu.

Nawet wnuk nie zmienił tej sytuacji. Choć Wiera marzyła, że będzie babcią z bajkami, ciastem i swetrami na drutach, synowa szybko postawiła granicę. Uważa, że wychowanie „po babcinemu” jest przestarzałe. Do wnuka można było przyjść tylko po wcześniejszych ustaleniach i nigdy nie było pewne, czy wizyta dojdzie do skutku.

Rodzice synowej mieszkają daleko i nie angażują się w opiekę. Wiera też przestała nalegać, bo jasno widzi, że w domu syna nie jest mile widziana.

– Na siłę nic się nie da – wzrusza ramionami. – Może i lepiej, że się nie przywiązuję do dziecka. Niech żyją, jak chcą.

Tymczasem syn i synowa znaleźli się w bardzo trudnej sytuacji – oboje bez pracy, z dzieckiem, i jeszcze muszą się wyprowadzić z mieszkania. Najprostsze rozwiązanie: wprowadzić się do Wiery choćby na kilka miesięcy.

Ale Wiera nie zamierza się zgodzić.
– Jak trzeba było, to udawali, że mnie nie ma. A teraz nagle problemów brak i już można mieszkać razem? Syn niech przyjedzie, ale jego żona – niech jedzie do swojej matki.

– Ależ Wiera, tak nie można – przekonuje ją przyjaciółka. – To twoje dziecko i jego rodzina, trzeba im pomóc!
– Syn zawsze może tu być. Ale z synową dzielić mieszkania nie będę. Będzie chodziła obok mnie, spuszczając wzrok, ani „dzień dobry”, ani „do widzenia”. Po co mi to? – odpowiada Wiera.

– Ale to się może przeciągnąć na lata. On nie znajduje pracy, a niedługo święta. Ty będziesz miała syna u siebie, a jego rodzina gdzie indziej. To może rozbić ich małżeństwo.
– To już nie moje problemy! – rozkłada ręce Wiera.

Czy postawa Wiery – „syn tak, ale synowa nie” – jest słuszna? Może jednak powinna wykazać się mądrością i spojrzeć szerzej? Życie płynie szybko, przyjdzie czas, że sama będzie potrzebować pomocy. I wtedy odtrącona dziś synowa może jej powiedzieć: „Mnie twoje sprawy nie interesują, radź sobie sama”.

Choć nie ma żadnej gwarancji, że nawet gdyby teraz otworzyła dla niej drzwi, synowa kiedyś odwdzięczy się dobrocią. Takie to trudne, życiowe sytuacje – i trudno wskazać tu jednoznaczną odpowiedź.

Spread the love