Narzeczony postawił warunek – na naszym ślubie nie może być moich rodziców
Nigdy nie marzyłam o bogatym mężu. Moi rodzice to najzwyklejsi ludzie. Tata całe życie prowadził trolejbus, mama pracowała na poczcie.
Nie miałam w młodości ani wyjazdów do Paryża, ani bentleya na osiemnaste urodziny. Nawet mieszkania w bloku nie kupili mi oni – dostałam je po babci w spadku. Ale zawsze byłam im wdzięczna za ciepło i miłość, którymi mnie otaczali.
Kiedy poznałam Arka, pomyślałam, że trafił mi się prawdziwy skarb. Pochodził z bogatej rodziny. A jednak – mimo że jego rodzice mieli pieniądze – Arek nie siedział im na karku.
Pasją Arka były samochody. Znał się na mechanice, miał złote ręce. Ojciec dał mu tylko kapitał na start, by otworzył własny warsztat. I interes poszedł mu świetnie.
Arek był prostym, fajnym facetem, czego nie można było powiedzieć o jego rodzicach. Jednak przyjęli mnie dobrze. Gdy mój narzeczony wspomniał o ślubie, jego rodzice od razu go poparli.
– Jakże się cieszymy, córeczko! – powiedziała moja mama, gdy usłyszała, że wychodzę za mąż.
– I ja się cieszę, moje dziecko – dodał ojciec, obejmując mnie. – Arek to porządny chłopak, będziesz z nim szczęśliwa.
Kiedy przyszło do ustalenia daty ślubu, Arek zaczął dziwną rozmowę. Powiedział, że bardzo lubi moich rodziców. Ale jego ojciec to człowiek „z innego świata” i w towarzystwie, w którym się obraca, moi rodzice nie czuliby się komfortowo.
– Rozumiesz, twoi rodzice będą się źle czuć wśród takich ludzi – tłumaczył.
– Nie rozumiem, o co ci chodzi – zdziwiłam się. Przecież moi rodzice byliby szczęśliwi, gdyby tylko zobaczyli mnie szczęśliwą.
Arek, czerwieniąc się i blednąc na przemian, powiedział, że najlepiej będzie nie zapraszać moich rodziców. Że można im powiedzieć, iż tylko podpisaliśmy papiery w urzędzie, a potem odwiedzić ich z tortem i szampanem.
– To znaczy, że nie będzie wesela? – spytałam, nic już nie rozumiejąc.
– Ależ będzie! – odpowiedział. – Huczne, bogate wesele w eleganckiej restauracji, z podróżą poślubną i ponad setką gości. Wszystko opłaci mój ojciec.
– Ale dla moich rodziców tam nie ma miejsca – wyszeptałam.
Arek skinął głową. Powiedział, że tak zdecydował jego ojciec. Wybuchłam płaczem i stwierdziłam, że w takich warunkach w ogóle nie chcę wychodzić za mąż. Arek klęczał przede mną, tulił mnie i płakał razem ze mną. Powtarzał, że rozumie moje uczucia.
– Ale i mojego ojca muszę zrozumieć – mówił. – To zupełnie inny krąg. Ty i ja też czulibyśmy się tam nieswojo. Twoi rodzice nawet się nie dowiedzą, że wesele odbyło się bez nich.
Arek długo mnie przekonywał. Ja ciągle płakałam. Na samą myśl, że mogłabym wyjść za mąż, nie słysząc błogosławieństwa od moich rodziców, zalewałam się łzami.
A jednak wiedziałam też, że bez Arka nie potrafię żyć. On naprawdę był dobrym człowiekiem. I gdyby chodziło tylko o niego, problemu by nie było. Zgodziłam się.
Moi rodzice nie poznali daty ślubu. Wesele było wystawne. Goście w eleganckich strojach przynosili drogie prezenty – samochód, złote zegarki, lodówkę większą niż garaż mojego taty. Moi rodzice mogliby dać nam co najwyżej komplet pościeli albo odkurzacz. I wtedy naprawdę pomyślałam, że czuliby się skrępowani.
Ślub się odbył, a ja powiedziałam rodzicom, że zdecydowaliśmy się tylko na cywilną ceremonię bez wesela. Byli trochę zawiedzeni, ale powiedzieli, że szanują naszą decyzję.
A ja do dziś żyję z ciężarem na sercu. Codziennie boję się, że prawda wyjdzie na jaw. W końcu mamy social media, był fotograf, zdjęcia mogą wypłynąć w każdej chwili.
Męczę się z pytaniem – wyznać rodzicom czy milczeć do końca? Mąż powtarza, że trzeba milczeć, bo gdy się dowiedzą, teściowie nigdy nie będą już patrzeć na niego tak samo.
