Moja synowa zrzuciła opiekę nad dziećmi na mojego syna, a sama żyje, jak jej się podoba
Patrzę na nich oboje i zastanawiam się – niby dorośli, a jakby życia wcale nie rozumieli.
Darek, mało że haruje od świtu do nocy, czasem jeszcze robotę do domu przynosi, to wieczorami siedzi z dziećmi – buduje wieże z klocków, układa puzzle. A moja synowa? Maluje się, przedłuża sobie paznokcie na pół palca, biega po salonach kosmetycznych i do koleżanek.
Zmęczona, rozumiecie. Od czego? Nie wiadomo. Dwójka dzieci to nie koniec świata. Ja czwórkę wychowałam bez pralki automatycznej i pieluch jednorazowych – i żyjemy, ludzie z nas porządni wyrośli.
Na początku milczałam. Myślałam – młodzi mają swoje zwyczaje, swoje zasady, nie będę się wtrącać. Ale wszystko ma swoje granice.
Wpadłam kiedyś rano – synowa w szlafroku kawę popija i telefon przegląda. Dzieci już biegają po mieszkaniu: jeden bosy, drugi z jakimiś cukierkami w garści. Syn w kuchni gotuje owsiankę i smaży jajecznicę. A Lena tylko paznokciem w filiżankę stuka.
Oczywiście nic nie powiedziałam, ale w środku aż mnie ścisnęło. Serce zabolało o syna.
Dwa dni później – jeszcze lepiej. Synowa pojechała. Dokąd? Do spa, na masaż. Bo ją plecy bolą, widzicie. A syn został z dziećmi. No i postanowiłam porozmawiać z Darkiem, bo to nie jest normalne. Ale on tylko żonę broni:
– Mamo, mało że ona ich nosiła dziewięć miesięcy, to jeszcze nasze dzieci są żywe srebro, trudno za nimi nadążyć.
– A ja miałam czwórkę i też nie byli aniołkami! – odpowiedziałam ostro. – A Lena albo z telefonem w ręku, albo w salonach się relaksuje, a ty tu z nimi. Tobie też się należy odpoczynek, nie jesteś z żelaza!
– Ona gotuje obiad, sprząta, robi mi kanapki do pracy – to też coś znaczy. A w telefonie szuka metod na rozwój mowy u dzieci, zamawia potrzebne rzeczy do domu. Uwierz mi, ona bezczynnie nie siedzi. W weekendy odpoczywamy razem. Wszystko jest w porządku – próbował mnie uspokoić Darek.
– A wczoraj czemu ty przy garach stałeś, a nie ona? – zapytałam z wyrzutem.
– Sam się zgłosiłem. Co to za pretensje z niczego? Nie mogę zrobić śniadania dla swojej rodziny?
– No, piękną mam synową… – mruknęłam pod nosem.
W tym momencie Lena wróciła z masażu, przywitała się ze mną, pocałowała Darka i zaproponowała herbatę dla wszystkich. Zgodziłam się – chciałam zobaczyć, jaka z niej ta „gospodyni”, o której mówi mój syn.
Synowa nalała herbaty, wyjęła ciasto – podobno piekła wczoraj wieczorem, zostało z kolacji. Zwróciłam uwagę na jej długie paznokcie i spytałam:
– Po co ci takie szpony? Przecież to niewygodne i wcale nie ładne.
Odpowiedziała, że Darkowi się podobają, a jej nie przeszkadzają w prowadzeniu domu.
– Pewnie pod nimi pełno brudu, a potem tymi rękami ciasto ugniatasz…
– Mamo! – spojrzał na mnie zdziwiony syn.
– Nieprawda, zawsze mam czyste ręce. I żadnego brudu pod paznokciami – speszyła się Lena.
Odsunęłam demonstracyjnie talerzyk z ciastem, zostawiłam tylko kubek herbaty. Synowa zrozumiała aluzję, schowała ciasto do lodówki i podała herbatniki.
– Mama uważa, że jesteś kiepską matką i gospodynią – powiedział Darek.
– Wcale tak nie powiedziałam, tylko podzieliłam się z tobą swoimi obawami – odparłam. – A ty, Lenko, faktycznie trochę za bardzo skupiasz się na sobie, z dziećmi głównie Darek siedzi.
– No ale nie cały czas! Nie mam prawa wyjść wieczorem z koleżankami albo iść na masaż? – odparła.
Nie odpowiedziałam. Zrobiło się niezręcznie. Wypiliśmy herbatę i wróciłam do siebie.
Która matka nie chciałaby dla syna porządnej żony? Kiedy Darek przyprowadził Lenę na pierwsze spotkanie, wydawała mi się dobrą, pracowitą dziewczyną. A w praktyce – dzieci na męża zrzuca i biega, gdzie popadnie.
A Darek też swoje – nie dość, że rzuca się na jej obronę, to jeszcze powtarza jej każde moje słowo! Mam nadzieję, że kiedyś syn przejrzy na oczy i postawi żonę do pionu.
