Ile razy przez te pięć lat Andrzej zbierał się, by powiedzieć żonie, że odchodzi – ale zawsze „nie było czasu”. To syn ogłaszał, że się żeni, trzeba było wspólnie organizować wesele; to wracał do domu, a na stole czekała na niego kolacja – barszcz i pierogi, które z miłością przygotowała dla niego żona. A teraz zbliżała się trzydziesta rocznica ich małżeństwa

Andrzej obiecał Agnieszce, że odejdzie od żony zaraz po tym, jak obchodzą jubileusz. I słowa dotrzymał.

Im bliżej do rocznicy, tym bardziej niespokojny stawał się duch Andrzeja. Z Marią ożenił się, gdy byli młodzi, przeżyli razem całe życie w zgodzie. Ona w niczym nie była winna, że mąż na stare lata się zakochał.

Sam Andrzej nie uważał się za starego – w wieku 55 lat wyglądał o dobre dziesięć lat młodziej. Pięć lat temu poznał Agnieszkę i od razu poczuł, że chce być tylko z nią. Była od niego młodsza o piętnaście lat, a jednak zwróciła uwagę na statecznego, przystojnego mężczyznę. Spotkali się w pracy i od tamtej pory trwał ich romans.

Maria oczywiście niczego się nie domyślała. Dorosły syn miał już swoje życie, szykował się, by zostać ojcem. W natłoku pracy i codziennych obowiązków Maria nie zauważyła, jak bardzo zmienił się jej mąż.

A Andrzej… zwlekał. Najpierw wesele syna, potem przygotowania do jubileuszu. A Agnieszka coraz częściej powtarzała, że w końcu straci cierpliwość i zostawi niezdecydowanego kochanka. Tego Andrzej bał się najbardziej, więc obiecał, że po trzydziestej rocznicy odejdzie na pewno.

Święto udało się wspaniale – cała rodzina, znajomi, życzenia, by dotrwali do złotych godów. Ale to nie zmieniło planów Andrzeja. Kilka dni później powiedział Marii, że odchodzi. Do innej kobiety.

Świat Marii się zawalił. Nawet obietnica Andrzeja, że nie będzie się sądził o ich wspólny dom i zostawi go żonie, nie dawała pociechy. Sam zabrał tylko samochód.

Dom był duży, solidny, dwupiętrowy. Bez męża Maria nie potrzebowała aż takiego gniazda – syn się wyprowadził do własnego mieszkania, a mąż ułożył sobie życie z inną. Dlatego Maria poprosiła, by przepisał dom na syna – ich jedynego dziedzica.

Na początku życie z młodszą partnerką wydawało się Andrzejowi bajką. Pojechali nad morze, a pokazywanie się z młodą, atrakcyjną kobietą łechtało jego próżność bardziej niż wspólne wyjścia z 55-letnią Marią. Jedno tylko – Agnieszka nie umiała i nie chciała gotować. Andrzej machał ręką: „Jeszcze się nauczy”.

Ale nie nauczyła się. Coraz częściej to on stał przy garnkach, gotując obiady dla Agnieszki i jej trzynastoletniej córki z pierwszego małżeństwa. Dziewczynka od razu go polubiła i zaczęła nazywać tatą.

Wszystko układało się dobrze – do czasu, aż Agnieszka dowiedziała się, że dom został przepisany na syna Andrzeja. Liczyła, że mąż przeniesie część majątku na jej córkę.

– A co ja mam z ciebie? – zapytała któregoś dnia prosto w oczy. – Przyszedłeś z jednym autem, na którym sam jeździsz. Mieszkasz w moim mieszkaniu. Nic mi nie zostawisz, bo nic nie masz. Za kilka lat będziesz starym dziadem. Więc albo zabierasz część domu od syna, albo wracaj do swojej Marii.

Tego Andrzej się nie spodziewał. Odbierać synowi nie zamierzał. Zresztą było już za późno – Maria wyjechała do siostry do Włoch i tam znalazła pracę. Syn z żoną i dzieckiem sprzedali swoje mieszkanie, zrobili remont w domu i tam się wprowadzili.

Agnieszka jednak nie żartowała. Szybko spakowała rzeczy Andrzeja i wyrzuciła go za drzwi. Nie mając gdzie pójść, Andrzej zadzwonił do syna, prosząc, by go przyjął choć na chwilę.

Syn nie odmówił. Ale zanim to zrobił, odbyła się poważna męska rozmowa. Andrzej przyznał, że bardzo żałuje. Dopiero popełniając tyle błędów, zrozumiał, że pierwsza żona była prawdziwym darem od Boga.

Spread the love