Pewnego sobotniego poranka usłyszałam, jak wnuk Artur prosi mamę, żeby ulepiła mu pierogi. Synowa jednak spokojnie odpowiedziała, że ma na dziś inne plany – manicure, brwi, fryzura u fryzjera. To wszystko zajmie jej ponad pół dnia. Szczerze mówiąc, planowałam w weekend odpocząć, ale gdy pomyślałam, że dziecko zostanie głodne, poszłam do kuchni i zaczęłam gotować wszystko to, o co prosił wnuk. Synowa, jak zapowiedziała, wyszła do fryzjera

Syna z synową wpuściłam do mojego mieszkania dopiero wtedy, gdy urodziło się dziecko. Wcześniej wynajmowali kawalerkę niedaleko biura, w którym oboje pracowali. Po narodzinach wnuka, którego nazwali Artur, synowa przeszła na urlop macierzyński i nawet wynajem niewielkiego mieszkania stał się dla nich zbyt dużym obciążeniem.

Ja od dawna mieszkam sama, więc było mi ich żal i zaprosiłam do siebie: „Zbierajcie się i przeprowadzajcie do mnie. Szkoda płacić obcym ludziom za wynajem, a z takimi wydatkami wnukowi nie będzie co jeść”.

Powiedziało się – zrobiło. Zamieszkali w jednym z dwóch pokoi w moim mieszkaniu. Czas mijał, chłopiec rósł – kupiliśmy rozkładany fotel na promocji, żeby meble zajmowały mniej miejsca w ciągu dnia, bo potrzebowali przestrzeni. Sami spali na kanapie przy ścianie. Dało się żyć, szczególnie jeśli kanapa i fotel były złożone, a nocą pokój zamieniał się w coś na kształt wagonu sypialnego – miejsca w pokoiku nie było zbyt wiele.

Wychowaniem wnuka, co dziwne, zajmowałam się głównie ja – ani matka, ani ojciec. Ci dwoje ciągle znikali w pracy – wracali zmęczeni, rozdrażnieni, i co chwilę zaczynali czepiać się dziecka o byle co. Wyciskali na nim całą swoją nagromadzoną w ciągu dnia złą energię.

Artur starał się przebywać więcej ze mną – pomagałam mu w lekcjach, prowadzałam do szkoły muzycznej, zawsze miał coś pysznego do jedzenia. Bo to chłopak, chce jeść. A jego mama, moja synowa, wcale nic nie gotowała – przyzwyczaiła się, że wszystko robię ja.

Pewnego razu, w ich dzień wolny, usłyszałam jak Artur prosi, by ulepiła mu pierogi. Synowa jednak spokojnie oznajmiła, że ma dzisiaj pełno planów – manicure, brwi, fryzura… wszystko to zajmie jej pół dnia.

Szczerze mówiąc, planowałam na weekend odpocząć, ale gdy pomyślałam, że dziecko zostanie głodne, poszłam do kuchni i zaczęłam gotować. Synowa, jak obiecała, wyszła do fryzjera.

Ulepiłam pierogi, postanowiłam wyskoczyć do sklepu po śmietanę i wtedy zobaczyłam, że z komody w przedpokoju zniknął banknot 200 zł, który odłożyłam z emerytury. Zdziwiłam się i poszłam zapytać syna, może coś wie.

Syn, usłyszawszy o zdarzeniu, szybko znalazł winnego: „To Artur zabrał, w tym wieku dzieci często ciągną wszystko, co źle leży”.

Rozłożyłam ręce: „Daj spokój – on by poprosił!”. Nie mogłam uwierzyć, że wnuk bez pozwolenia wziął pieniądze. Sam Artur przysięgał, że żadnych pieniędzy nie widział. Ale syn mu nie uwierzył i zaczął na niego krzyczeć.

Zabrałam wnuka, wyprowadziłam go z pokoju i zanim trzasnęłam drzwiami, spojrzałam synowi prosto w oczy: „Nie waż się dotykać mojego wnuka! Nie obchodzi mnie, kto wziął te pieniądze! Sami z żoną powinniście być mądrzejsi!”.

W tym czasie synowa wróciła do domu, weszła do kuchni i podała mi banknot: „Wzięłam od pani 200 zł na kosmetyczkę, teraz oddaję – wyciągnęłam gotówkę z bankomatu”.

Zawołałam syna i powiedziałam: „Słuchaj mnie uważnie! Jeszcze raz zobaczę, że źle traktujecie Artura – wyrzucę was z mieszkania, a wnuk zostanie ze mną”.

Kiedy patrzę, jak żyją mój syn z synową, robi mi się przykro. Mieszkają u mnie od 11 lat i wcale nie myślą o przyszłości. Na własne mieszkanie nie odkładają, mówią, że nie mają z czego, ale przecież mają dziecko – mogliby chociaż spróbować coś zmienić: zmienić pracę, znaleźć dodatkowe zajęcie, a może nawet wyjechać za granicę.

Ale wygląda na to, że takie życie – we troje w jednym małym pokoju – im odpowiada. Żal mi chłopca… Jak ich przekonać, by się ruszyli? Przecież są jeszcze młodzi, mogliby osiągnąć naprawdę wiele…

Spread the love