O tym, że spotykałam się z innym mężczyzną, wiedziała tylko moja rodzona siostra. Mąż niczego się nie domyślał. Spotykaliśmy się u niego w domu, ale nigdy dłużej niż godzinę. A potem… zrobiło mi się żal całej mojej rodziny. Dopiero wtedy zrozumiałam, co narobiłam
Moje życie toczy się dalej, mój synek rośnie, a ja od lat noszę w sobie ciężar, który przygniata mnie coraz mocniej. To moje krótkie zauroczenie innym człowiekiem było moją największą pomyłką i… moją karą jednocześnie. O mojej bolesnej tajemnicy nie wie nikt – tylko moja siostra, która wiedziała, że sześć lat temu spotykałam się z innym mężczyzną. Ale nawet ona nie wie, że jej siostrzeniec… to nie jest dziecko mojego męża.
Dla całej rodziny mój syn jest dzieckiem mojego męża. Tylko ja wiem, że to nieprawda.
Wszystko wydarzyło się banalnie. Kiedyś, siedząc w kawiarni z siostrą, poznałam mężczyznę. Był czarujący, rozmowny, inny niż mój mąż. Wyszłam za mąż rok wcześniej, a pierwsze miesiące małżeństwa były trudne – kłótnie, godzenie się, znów kłótnie… Właśnie wtedy najbardziej potrzebowałam kogoś, kto mnie wysłucha. Tak zaczęliśmy się spotykać. Mąż myślał, że wychodzę na spacer z koleżankami.
Im więcej było tych spotkań, tym mniej czasu spędzałam z mężem. W głowie miałam tylko tamtego mężczyznę. Ale on szybko ostygł. Wiedziałam, że chce to zakończyć, że stałam się dla niego obojętna. A wtedy dowiedziałam się, że jestem w ciąży.
Wszystkie znaki wskazywały na to, że ojcem dziecka nie jest mój mąż. A jednak powiedziałam mu radosną nowinę, a on… był najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Jego rodzina też – wszyscy cieszyli się, że „nasze” pierwsze dziecko jest w drodze.
Przez całą ciążę byłam spokojna – dziecko urodzi się jasnowłose, niebieskookie, tak jak mój mąż i tamten mężczyzna, więc nikt niczego nie zauważy. Synek faktycznie urodził się podobny do mnie. Ale ja… ja widziałam jego usta. Takie same jak u biologicznego ojca. Czasem w jego mimice dostrzegam coś jeszcze. Nie mam wątpliwości, kim jest jego prawdziwy ojciec.
Na początku nie czułam wyrzutów sumienia. Ale kiedy synek rósł, zaczęłam się coraz bardziej dusić od środka. Mój mąż kocha go całym sercem. Jego rodzice – szczególnie dziadek – nie widzą świata poza wnukiem. Z czasem wszyscy zauważają w nim cechy rodziny męża: „O, to na pewno po dziadku!”, „Ma spojrzenie jak babcia!”… A mnie serce się kraje, bo wiem, że to wszystko złudzenie.
Synek ma już 5 lat. Kiedyś byłam pewna, że dam radę żyć z tym ciężarem, ale dziś wiem, że jest coraz gorzej. Czasem mąż żartuje:
– Nie, nie jesteś moim synem! Mój syn nie byłby takim mazgajem! Jesteś dzieckiem mamy!
A ja uśmiecham się krzywo, choć w środku aż mnie ściska.
Co będzie, jeśli któregoś dnia wydarzy się coś złego? Jeśli dziecku będzie potrzebna pomoc biologicznego ojca? Wtedy prawda wyjdzie na jaw… Może to kara za moje kłamstwo. Wierzę, że życie zawsze prędzej czy później wystawi rachunek.
Coraz częściej myślę, że powinnam wyznać prawdę. Ale czy nie jest już za późno? Czy mam zburzyć całe nasze życie, zdradzić męża, który nigdy mnie nie skrzywdził, który kocha naszego syna bardziej niż cokolwiek na świecie?
Piszę to wszystko, bo nie wiem, co robić. Może ktoś z was, kto to przeczyta, da mi radę… Czy powiedzieć prawdę, cokolwiek się stanie? Czy milczeć do końca życia? Proszę tylko – nie oceniajcie mnie zbyt surowo. Sama karzę się za to każdego dnia. Ale najbardziej boję się o mojego synka… Jaka będzie jego przyszłość, jeśli rodzina dowie się prawdy?
