Moja teściowa była już wtedy bardzo schorowana, chodziła o lasce, a swojemu mężowi zawsze usługiwała. On nawet nie wiedział, gdzie w kuchni leży łyżka, chociaż był postawnym chłopem. Teściowa wiedziała, że z Jankiem źle nam się układa, i pewnego dnia poprosiła mnie na rozmowę

Dziś z moim mężem żyjemy bardzo dobrze, a wszystko to dzięki jego mamie, którą szanuję i będę pamiętać do końca życia.

Nie ma dnia, żebym nie wspomniała jej z wdzięcznością. To właśnie ona uświadomiła mi na własnym smutnym przykładzie, że nie warto latać wokół męża i dogadzać mu we wszystkim.

Chociaż skończyła zaledwie trzy klasy szkoły podstawowej, bo nie miała możliwości dalej się uczyć, była kobietą niezwykle mądrą i oczytaną – zawsze z książką w ręku.

Janek był moim drugim mężem, a ja jego drugą żoną. Pierwsze małżeństwo było dla mnie tak nieudane, że nawet nie chcę o nim mówić.

Sama wychowałam się na wsi i, co nie dziwne, prawie do trzydziestki byłam przekonana, że żona musi być gospodynią domową, spełniać wszystkie zachcianki męża. Nawet jeśli chodzi codziennie do pracy, to wieczorem ma jeszcze ugotować obiadokolację, umyć naczynia, zrobić pranie i posprzątać. Taka „podaj-przynieś-zrób”. Dla mnie to było oczywiste, bo w wielu rodzinach na wsi tak właśnie było. Dopóki moja teściowa nie zwróciła na to uwagi.

Do tamtej pory z Jankiem mieszkaliśmy razem raptem trzy miesiące, ale przez ten czas już zdążył przywyknąć, że wystarczy mu rozkazać, a ja wszystko zrobię – mimo że sama też chodziłam do pracy. Wracał do domu wieczorem, siadał na kanapie i czekał, aż mu podam kolację, nawet palcem nie kiwnął.

Pewnego razu pojechaliśmy do jego mamy w odwiedziny. Miała już wtedy ponad 70 lat, nogi ledwo ją niosły, po domu poruszała się z laską. A mimo to codziennie usługiwała swojemu mężowi. On siedział za stołem i czekał, aż poda mu jedzenie, a kiedy żona za długo krzątała się w kuchni, potrafił się zezłościć, że musi czekać. Jakby nie rozumiał, że kobiecie z laską jest trudno wszystko samemu donieść. A jednak jakoś dawała radę – na pomoc z jego strony nie miała co liczyć.

Kiedy przyjechaliśmy z Jankiem do niej, naturalnie wzięłam na siebie obowiązki przy stole. Siadaliśmy wszyscy do jedzenia, a często wpadała też rodzina jego siostry – razem przy stole zasiadało po 10–12 osób. Wszystkim nakładałam, donosiłam, podawałam gorące dania. Sama ledwo co zdążyłam usiąść, a już ktoś kończył zupę i trzeba było podawać drugie danie, potem jeszcze wszystkim zrobić herbatę. Możecie sobie wyobrazić, jak jadłam – najwyżej łyżkę zimnej potrawy.

Tylko mąż siostry Janka czasem mi pomagał, reszta siedziała jak w restauracji i spokojnie czekała.

Po trzech dniach teściowa podeszła do mnie i powiedziała:

– Joasiu, spójrz na mnie, córko. Sama widzisz, jaka jestem słaba. Całe życie usługiwałam Mirkowi i teraz już nic nie mogę zrobić, a on się na mnie złości o byle co. Twój Janek charakter ma po ojcu – jeśli teraz się nie opamiętasz i nie przestaniesz mu we wszystkim dogadzać, to całe życie będziesz płakać i narzekać na swój los.

A wtedy jeszcze jej zięć podszedł do mnie i szepnął, żeby nikt nie słyszał:

– Co ty robisz? Widziałaś kiedyś, żeby Terenia latała wokół mnie? Myślisz, że sam sobie nie poradzę?

Dobrze mnie wtedy nauczyli rozumu. Od tamtej pory zaczęłam „przestawiać” Janka, ale łatwo nie było. Pojechaliśmy do domu i wtedy naprawdę się na mnie rozgniewał.

Wieczorem prasowałam ubrania po pracy, a Janek wrócił, umył się, wszedł do kuchni, usiadł za stołem i siedzi. Czeka, aż podam mu jedzenie. Czekał, czekał, aż w końcu krzyknął:

– Będziesz mnie karmić czy nie? Czy już nie mam żony?!

– Oczywiście, że będziesz jadł, chyba nigdy głodny u mnie nie chodziłeś – odpowiedziałam spokojnie. – Kotlety są w lodówce, ziemniaki na kuchence.

– A co, ciężko nałożyć i podać?! Ja wróciłem z pracy, nie widzisz, jak jestem zmęczony?!

– A ja co, z dyskoteki przyszłam? – odburknęłam. – Siedzę tu i śpiewam sobie piosenki z radości, bo wcale nie jestem zmęczona…

– W takim razie w ogóle nie będę jadł! – burknął z kuchni.

– To jeszcze lepiej. Rób, jak uważasz. Jakbyś teraz zjadł, musiałabym rano gotować od nowa, a tak dziecko będzie miało gotowy obiad.

Przyzwyczaił się szybko do „dobrego życia”, w którym żona robi wszystko, ale oduczyć go tego zajęło mi dwa miesiące. W końcu się poddał. Czasem kłóciliśmy się, były nawet groźby rozwodu, ale potem wszystko się ułożyło.

Dziś jestem z niego bardzo zadowolona i za to dziękuję swojej teściowej. Choć już jej nie ma z nami, zawsze wspominam ją dobrym słowem. Była dobrą i mądrą kobietą. Stała się dla mnie drugą mamą.

Spread the love