Mam z mężem sporą różnicę wieku. Ja mam 31 lat, a mój mąż – 49, więc jest ode mnie starszy o całe 18 lat. Przed ślubem Darek wydawał mi się prawdziwym szczęściem, a po ślubie… z płaczem uciekłam do mamy

Wyszłam za mąż niedawno. Darek wydawał się idealny – dojrzały, elegancki, zadbany, z własnym mieszkaniem, dobrym samochodem i stabilną pracą. Przy nim czułam się wyjątkowa. Myślałam, że nasza różnica wieku nie ma większego znaczenia, przecież takie pary nie są dziś rzadkością. Ale teraz patrzę na wszystko inaczej…

Przed ślubem mieszkałam z rodzicami. Tak, prawie do trzydziestki. Nigdy nie chciałam wychodzić za mąż za biednego studenta, żeby potem z dziećmi gnieździć się w wynajętym pokoiku na obrzeżach miasta albo w zatłoczonym akademiku. Wiele moich rówieśniczek tak żyje – i dobrze im tak, myślałam wtedy. Marzyłam o kimś takim jak mój tata – starszy od mamy o jedenaście lat, odpowiedzialny, który ją porwał do swojego mieszkania i dał jej spokojne życie.

Wydawało się, że moje marzenie się spełnia. Darek adorował mnie jak umiał – zapraszał na eleganckie przyjęcia, organizował nietypowe randki. To było coś innego niż tanie bukiety z supermarketu i wieczory w głośnych klubach, którymi zachwycały się moje koleżanki. Uwielbiałam jego dojrzałość, opanowanie, mądre rozmowy.

Był już kiedyś żonaty, ale córka z tamtego małżeństwa ma prawie 20 lat, alimenty już dawno przestał płacić, więc dla mnie to nie był problem. Poza tym – miał swoje mieszkanie, samochód, plany na przyszłość. Co ważne, przed ślubem nie mieszkaliśmy razem – spotykaliśmy się, a potem każde wracało do siebie. Ślub wzięliśmy pół roku temu, wtedy przeprowadziłam się do niego.

Mieszkanie znałam wcześniej – schludne, choć widać było, że to kawalerka samotnego faceta. Hantle, rower treningowy… Widać, że dba o siebie. To mi imponowało – wysoki, dobrze zbudowany, z klasą. Ale teraz ta jego „dbałość o siebie” zaczyna mnie przytłaczać. Coraz częściej mam wrażenie, że jestem nie żoną, tylko pielęgniarką na etacie.

Rano obowiązkowo ćwiczenia na rowerku stacjonarnym, nawet jeśli potrzebuję pomocy. Potem marudzi, że źle się czuje. Co chwila mierzy ciśnienie, a dźwięk pompki od ciśnieniomierza doprowadza mnie do szału.

Spytałam kiedyś:
– Co się dzieje z twoim zdrowiem?

Odpowiedział spokojnie, że nic, po prostu profilaktycznie wszystkiego pilnuje, bo w jego rodzinie zdarzały się różne choroby. Zaproponowałam smartwatch z funkcją pomiaru zdrowia, ale stwierdził, że te urządzenia są niedokładne.

Co chwilę też pika jego elektroniczny termometr – „a nuż coś złapię?”. Nasze rozmowy zeszły na tematy zdrowotne, a nie o naszych planach czy marzeniach. Randki i wspólne wyjścia? Tylko od święta.

Żaliłam się mamie. A ona wzruszyła ramionami:
– No cóż, nie chciałaś gnieździć się z młokosem w akademiku, to teraz masz swoje „dorosłe życie”. Przed ślubem zabierał cię na przyjęcia, a po czterdziestce facetowi już nie chce się szaleć – woli spokój, ciepły dom i pilnować zdrowia. Lepiej przestań wymyślać i pomyśl o dziecku – wtedy sama się wyciszysz.

A ja już nie wiem… Czy warto mieć z nim dziecko? Czy w ogóle powinnam dalej z nim być? On stał się dla mnie jak stary dziadek, a ja czuję, że coraz mniej nas łączy.

Spread the love