Bardzo szybko zrozumiałem, że Irena nigdy mnie nie kochała. Liczyły się dla niej tylko pieniądze. Miałem jeszcze nadzieję, że narodziny dziecka zbliżą nas do siebie… ale było tylko gorzej. Irena odeszła, a ja zostałem sam — z córeczką na rękach
Z Ireną poznaliśmy się przypadkiem. Byłem wtedy spełnionym facetem — prowadziłem własną firmę, dużo pracowałem, praktycznie nie bywałem w domu. Praca była całym moim światem.
Irena też próbowała robić karierę. Gdy tylko dowiedziała się, że nie narzekam na pieniądze, zrobiła wszystko, by mnie przy sobie zatrzymać. Szybko zaczęliśmy się spotykać, a jeszcze szybciej – planować ślub. Inicjatorką była oczywiście ona. Ja też nie byłem przeciwny — chciałem założyć rodzinę. Wydawało się, że to naturalny krok.
Ale Irena mnie nie kochała. Dla niej byłem źródłem dochodu. Wydawała moje pieniądze na salony, markowe ciuchy, kosmetyki i kolacje w drogich knajpach. Ciągle znikała z koleżankami, chodziły na imprezy, planowały zagraniczne wakacje. A ja? Byłem tylko bankomatem.
W końcu otworzyły mi się oczy. Wiedziałem już, że ona ze mną nie dla miłości. Coraz częściej się kłóciliśmy. Nasze relacje stały się napięte, zimne, obce. I właśnie wtedy Irena oznajmiła, że jest w ciąży.
Zamiast się wycofać, poczułem nadzieję. Może dziecko coś zmieni, może Irena spojrzy na życie inaczej? Chciałem, żeby w domu znów zapanował spokój, żebyśmy byli rodziną — jak z marzeń. Ale Irena nie zmieniła się ani trochę.
Po porodzie… zostawiła dziecko w szpitalu. Po prostu odeszła. Dla mnie to był cios nie do opisania. Najgorsza zdrada, jakiej w życiu doświadczyłem. Rozwiedliśmy się szybko. Nie widziałem sensu w utrzymywaniu tej fasady. Zabrałem córeczkę do siebie.
Wychowywałem ją sam, wkładając całe serce w opiekę. Na szczęście przez jakiś czas pomagała mi mama. Ale gdy zachorowała, musiałem znaleźć nianię. Trafiła do nas Iwonka — studentka pedagogiki, ciepła, uczciwa, pełna empatii. Potrzebowała pracy, a ja potrzebowałem kogoś, kto pokocha moje dziecko.
Iwonka świetnie sobie radziła. Szybko nawiązała więź z córeczką, a ja… zakochałem się w niej bez reszty. Po roku oświadczyłem się jej, a ona przyjęła oświadczyny. Dziś jest nie tylko cudowną żoną, ale i prawdziwą matką dla mojej córki. Urodziła też naszego synka.
A Irena? Los nie był dla niej łaskawy. Nigdy nie miała więcej dzieci, nie ułożyło się jej w pracy, mężczyźni się zmieniali. Gdy została sama i wszystko się posypało — wróciła. Przyszła do mojego domu, błagając o przebaczenie. Mówiła, że chce wrócić dla dobra dziecka, że córeczka potrzebuje matki.
Ale dla mnie przeszłość jest zamkniętym rozdziałem. Nie chcę o niej słyszeć. Mam rodzinę, o jakiej marzyłem — pełną ciepła, miłości i wzajemnego szacunku. I to jest teraz moje życie. Reszta mnie nie obchodzi.
