Z moją przyjaciółką założyłyśmy wspólny biznes. Wszystko od razu ruszyło z kopyta — miałyśmy dobre pieniądze, firma się rozwijała. A potem dowiedziałam się, że jestem w ciąży… ale nie powiedziałam o tym Marzenie. Od lat z mężem starali się o dziecko, bez skutku. Nie chciałam sprawiać jej bólu. Jednak z czasem ona sama się domyśliła. I wtedy skończyło się wszystko dobre, co miałam
Chcę powiedzieć jedno: zanim wpuścisz przyjaciółkę do swojego życia — dobrze się zastanów.
Po studiach uznałam, że nie będę się spieszyć z zakładaniem rodziny. Najpierw chciałam stanąć na nogi. Miałam pracę, którą kochałam i która dawała mi nie tylko pieniądze, ale i satysfakcję. Prowadziłam z Marzeną firmę budowlaną. Ona miała więcej doświadczenia i była ode mnie starsza — miała 45 lat, nie miała dzieci i całe dnie spędzała w klinikach leczenia niepłodności. Ja dopiero wyszłam za mąż i nie planowałam dzieci w najbliższym czasie.
Ale los miał inne plany. Dowiedziałam się, że jestem w ciąży. Cieszyłam się, ale też bałam — jak to wpłynie na pracę? Wybrałam dziecko. Przez długi czas ukrywałam swój stan przed Marzeną, bo wiedziałam, jak bardzo pragnie zostać matką. Ale kiedy brzuch zaczął być widoczny — wszystko się zmieniło. Zaczęły się napięcia, kąśliwe uwagi, ciągłe spięcia. Mówiła, że nie dam rady z firmą, że musimy poczekać z rozwojem… Czułam się winna.
W końcu wylądowałam w klinice na obserwacji. I tam dowiedziałam się, że nasza firma została wystawiona na sprzedaż. Tak, pod moją nieobecność Marzena próbowała sprzedać wspólny biznes i pozbyć się mnie. Przez trzy tygodnie nie znalazła kupca. Po powrocie z kliniki odbyłyśmy ostrą rozmowę i… jakoś znów zaczęłyśmy pracować razem.
Było spokojnie — do momentu, aż urodziłam dziecko. Cała moja uwaga skupiła się na synku. Marzena to wykorzystała. Nie chcę wchodzić w szczegóły, ale finalnie zostałam bez firmy. Bez pracy. Z niemowlęciem na rękach. Na szczęście mój mąż był przy mnie. Było trudno, ale razem dawaliśmy radę.
Dziś nasz synek ma dwa lata. Czekam na kolejne dziecko. Żyjemy skromnie, mąż dużo pracuje. Ale mamy to, co najcenniejsze — rodzinę, miłość i sens życia w oczach naszego dziecka.
Z Marzeną nie mam już kontaktu. Usunęłam wszystkie numery, nie chciałam mieć z nią nic wspólnego. I nagle, w moje urodziny, dostaję kartkę. Od niej. Życzenia szczęścia, zdrowia i powodzenia. Zdziwiło mnie to. Rozstałyśmy się w gniewie, a tu takie słowa?
Wszystko wyjaśniła wspólna znajoma. Powiedziała, że Marzena postanowiła zmienić swoje życie. Że chce zacząć od nowa. Że chce czynić dobro.
Ale wiecie co? Ja jej wybaczyłam — nie po to, by się pogodzić. Po to, by zapomnieć. Już nie chcę nosić w sobie cienia tej znajomości. Nie chcę jej wspominać. Nie chcę z nią mieć nic wspólnego. I nigdy nie będę chciała wracać do tych relacji.
Niech każdy żyje swoim życiem.
Marzena może i ma pieniądze, luksus i dom z marmuru… Ale wraca do pustki. Nikt na nią nie czeka. A ja? Wchodzę do naszej małej, skromnej dwupokojowej kawalerki i słyszę:
— Mamo!
I widzę, jak mój synek biegnie do mnie, rzuca mi się w ramiona i całuje mnie z radości.
Tego nie da się kupić. I nigdy nie zamieniłabym tej chwili na żadne pieniądze świata.
