W pierwszy dzień po porodzie teściowa i mój mąż przyjechali, potrzymali córeczkę przez dziesięć minut i… pojechali. Na wypis nikt z nich się nie pojawił. Mąż wyłączył telefon. Teściowa tłumaczyła się tym, że świętuje urodziny młodszego syna i że przyjedzie jutro, przy okazji coś tam załatwi i przenocuje. Na narodziny wnuczki podarowała symboliczne pieniądze i ręcznik. Jak się później okazało – Patryk już wtedy mieszkał z inną kobietą

Poznaliśmy się dwa lata wcześniej. Niedawno urodziłam dziecko. Nasze relacje zaczęły się psuć praktycznie zaraz po ślubie. Patryk ciągle „szukał siebie” – żadna praca mu nie pasowała, wszystko było „nie dla niego”. W końcu udało mu się gdzieś zaczepić. Tam poznał Ulę – koleżankę z pracy. Zaczął wracać coraz później. Ula cały czas do niego pisała.

Zapytałam go wprost. Zaprzeczył. Mówił, że to tylko koleżanka, że mu pomaga. Aż któregoś dnia przyszedł do domu bez obrączki. Potem wyszło na jaw, że wziął kredyt – zastawił obrączkę. A kredyt… oczywiście na mnie. Usłyszałam, że go „duszę” i że ma już dość. Spakował się i wyszedł.

Byłam wtedy w ciąży i z długami. Dla jego mamy kupiliśmy na urodziny telewizor – oczywiście na raty. Na mnie.

Po dwóch miesiącach dzwoni do mnie teściowa – kolektorzy ją nachodzą, bo Patryk nie spłaca rat. Straszą, że przyjdą i zajmą jej majątek. Tłumaczę jej, że nie wiem, na co wziął pieniądze, a za telewizor to ja płacę, bo kredyt jest na mnie.

Potem trochę nasze relacje się poprawiły. Zaczęła do nas przyjeżdżać. Aż pewnego dnia Patryk wrócił i oznajmił, że z Ulą są razem: „Kocham ją, ale do ciebie i dziecka będę przychodzić”. Poprosiłam go, żeby przynajmniej spłacał kredyt, bo jestem na urlopie macierzyńskim i nie mam za co. Raz zapłacił, raz nie. Wpadłam w długi.

Ula pisała mu wiadomości, że po co przychodzi do mnie, że ona mu sama urodzi dziecko, że to przecież nie jego córka. Teściowa o tym wszystkim wiedziała, nie raz rozmawiała i z nim, i z Ulą. Urodziła się nasza córeczka. Nawet dałam jej imię, które podobało się teściowej.

W pierwszy dzień po porodzie teściowa z Patrykiem przyjechali, potrzymali dziecko kilka minut i pojechali. Na wypisie ich nie było. Patryk miał wyłączony telefon. Teściowa powiedziała, że była zajęta, bo organizowała urodziny młodszego syna. Wpadnie jutro i zostanie na noc. Dała kopertę z drobną kwotą – natychmiast przelałam ją na ratę kredytu – i ręcznik.

Potem wyszło na jaw, że Patryk już na stałe mieszka z Ulą. Od niego nie miałam żadnego wsparcia – ani fizycznego, ani finansowego. Gdy nasza córeczka miała niecałe dwa miesiące, teściowa w rozmowie powiedziała mi, że Patryk się żeni. I że była na zaręczynach. Wcześniej poprosiła mnie, żebym sprzedała jedną rzecz – mówiła, że pieniądze mam sobie zatrzymać, bo nie mam mleka i muszę kupić mieszankę dla dziecka. Ale potem zmieniła zdanie i poprosiła, żebym jej oddała te pieniądze, bo są jej potrzebne. Później dowiedziałam się, że wydała je na wesele syna i tej kobiety.

Poprosiłam ją, żeby więcej do nas nie przyjeżdżała. Odpowiedziała: „To mój syn, jak mam nie iść na jego ślub?”. Potem dodała, że jestem niewdzięczna, że wszystko mi oddała. Spakowałam wszystkie jej „prezenty” i oddałam.

Zadzwonił Patryk. Powiedział, że chce być szczęśliwy, a ja i dziecko go nie obchodzimy. Zarzucał mi, że nie pozwalałam mu widywać córki, chociaż sam się nie interesował. Później wyszło na jaw, że jego matka doradziła mu, żeby na wypis nie przychodził – „bo jeszcze będzie musiał rozmawiać z moją mamą i koleżankami”.

W końcu zrobili wesele – córka nie miała jeszcze trzech miesięcy. Potem teściowa komentowała zdjęcia: „Kocham was, bądźcie szczęśliwi, moje skarby”. Tak szybko zmieniła zdanie. A jeszcze niedawno zarzekała się, że nie pójdzie na to wesele. Nigdy nie sądziłam, że coś takiego przydarzy się właśnie mnie…

Spread the love