„Popatrz na Ewunię i ucz się!” – gdy własna mama staje po stronie synowej, a nie córki

– Siedzieliśmy wieczorem w kuchni – mama, mój brat z Ewą i ja z moim synkiem – opowiada 28-letnia Aleksandra z Torunia. – Nakarmiłam Stasia, wysłałam go do pokoju się pobawić, a sama zabrałam się za zmywanie po nim.

W pewnym momencie z pokoju dobiegł hałas – jakby coś spadło. Mama, która siedziała najbliżej, zerwała się, żeby sprawdzić, co się stało. Po chwili wróciła i pokazała tylko ręką, że wszystko w porządku – to książka spadła z półki.

Wtedy Ewa, dziewczyna jej brata, rzuciła niby żartem:
– Pani Zofio, no niech się pani nie przejmuje, dziecko ma przecież matkę!
A mama na to:
– No właśnie widzisz, Ewuniu… Ma matkę, ale ta matka nawet nie drgnęła! Widocznie wszystko jej jedno…

– Chciało mi się płakać – mówi Aleksandra. – Wyszłam z kuchni, bo nie mogłam tego znieść. Dla mnie to było jak zdrada.


Trudna codzienność pod wspólnym dachem

W trzypokojowym mieszkaniu mieszkają we czwórkę: Aleksandra z dwuletnim synem Stasiem, jej brat Kamil z dziewczyną Ewą oraz ich mama Zofia (53 lata). Mieszkanie odziedziczyli wspólnie, każde z rodzeństwa ma swoją część.

Aleksandra była kiedyś mężatką, ale po rozwodzie wróciła do rodzinnego mieszkania z noworodkiem na rękach. Wtedy jeszcze nie było Ewy.

– Mama mnie przyjęła, nie powiem – karmi, pomaga, czasem nawet zajmie się Stasiem – opowiada Aleksandra. – Ale przy tym nie szczędzi gorzkich słów. Ciągle słyszę, że jestem porażką, że nikt mnie nie chciał, a ten co wziął, to uciekł…

Kobieta nie ma możliwości, by pójść do pracy – Staś nie chodzi jeszcze do żłobka, niani nie stać. Próbowała pracować zdalnie, ale mama narzekała, że dziecko zaniedbane, obiadów nie ma, a mieszkanie w bałaganie.

– Próbuję to znosić. Nie mam gdzie się wyprowadzić. A mama… no cóż, przed Ewą jeszcze się jakoś powstrzymywała. Teraz się wszystko zmieniło.


Gwiazda rodziny: Ewa

Ewa, 23-latka, nauczycielka chemii, od początku przypadła mamie do gustu. Miła, uprzejma, „umie się ubrać” i gotuje. Pani Zofia nie przestaje się nią zachwycać. Do córki zaś mówi:

– Ucz się od Ewuni! Popatrz, jaka grzeczna, jak się zachowuje, jak mówi, jak wygląda…

– A ja co? – pyta z goryczą Aleksandra. – Też mam wyższe wykształcenie. Wyglądam? No może nie jak modelka, ale mam dwuletnie dziecko, nie mam czasu na salon kosmetyczny. Ewa? Zero dzieci, zero obowiązków.

I choć związek Ewy z Kamilem nie jest nawet formalny, jej zdanie w domu liczy się bardziej niż córki. Sama Ewa nie stroni od „porad”, pouczeń i komentarzy.

– Najgorsze, że ona próbuje mnie uczyć, jak wychowywać moje dziecko! – mówi Aleksandra. – A to, że Staś powinien już mówić zdania, a to, że za bardzo mu pobłażam.

Pewnego dnia Ewa zasugerowała, że Staś może mieć… opóźnienia w rozwoju.

– Mały nie mówi? Hmm… to może coś z główką nie tak? – rzuciła niby „w trosce”.

– Szlag mnie trafił. A mama? Zamiast stanąć w mojej obronie, powiedziała: “Posłuchaj, ona pedagog!” Ja na to – pedagog od chemii! Moje dziecko do chemii ma jeszcze kilka lat!


Kiedy dom nie jest ostoją

Aleksandra przyznaje, że z każdym dniem czuje się coraz bardziej niechciana we własnym domu. Zamiast wsparcia – otrzymuje zarzuty, komentarze i ciągłe porównania. Nawet brat coraz częściej staje po stronie Ewy.

– Oni mnie już dawno skreślili – mówi cicho Aleksandra. – Ale co mam zrobić? Gdzie pójść? Mam tylko dziecko i ten kąt.


Co myślisz Ty?

Czy to zazdrość? Czy może klasyczny konflikt pokoleń i kobiet pod jednym dachem? Czy mama rzeczywiście ma prawo do takich słów? I jak bronić swojego miejsca, kiedy cały dom staje przeciwko Tobie?

Spread the love