Po ślubie z mężem zamieszkaliśmy w wynajmowanym mieszkaniu. Po roku urodził się nasz syn i – niespodziewanie – odwiedzili nas teściowie. Zaczęli nas przekonywać, żebyśmy się do nich wprowadzili. Oczywiście, byłam temu przeciwna, ale wtedy już nikt się ze mną nie liczył – mąż zgodził się od razu. I dopiero po roku z kawałkiem udało nam się stamtąd wyprowadzić. Tylko tak ocaliliśmy nasze małżeństwo

Z Wiktorem poznaliśmy się jeszcze na studiach. Od razu mi się spodobał – trochę nieśmiały, mało przebojowy, ale bardzo ciepły i szczery. Po obronie dyplomu pobraliśmy się i wynajęliśmy małe mieszkanko. Rok później urodził się nasz synek. Wiktor pracował, a ja zostałam z dzieckiem w domu. Pewnego dnia jego rodzice przyszli w odwiedziny – wcześniej też czasem wpadały teściowe, ale tym razem rozmowa była poważna: zaproponowali, byśmy zamieszkali z nimi.

Zawsze tak było, że teściowie traktowali Wiktora jak oczko w głowie. Gdy był dzieckiem, chodzili do szkoły i kłócili się z nauczycielami w jego obronie. Dorastał jako chłopak niepewny siebie, niezałatwiający spraw samodzielnie. Wielu rzeczy, które umie przeciętny facet, on po prostu nie potrafił – bo nigdy nie musiał. Rodzice wszystko załatwiali za niego. I kiedy zaproponowali wspólne mieszkanie, nie zastanawiał się długo – zgodził się bez wahania.

Nie chciałam tam iść. Po wielu kłótniach ustąpiłam – chciałam być „tą dobrą synową”, nie sprzeciwiać się woli teściów. Ale prawda była taka, że oni po prostu chcieli mieć swojego synka pod kontrolą. Jakby nie wierzyli, że sama potrafię zadbać o niego i o dziecko. Jakbym źle gotowała, źle prała, źle zajmowała się wnukiem…

Nic dobrego z tego nie wyszło – same kłótnie i pretensje. Okazało się, że gotuję nie tak, jak trzeba, dziecko wychowuję źle, a sprzątam – „po łebkach”. Mąż milczał. Gdy próbowałam z nim o tym rozmawiać – uciekał w milczenie.

I tak minął rok. W końcu powiedziałam Wiktorowi wprost: albo ja, albo twoi rodzice. Nie wiedział, co zrobić. Dopiero kiedy zaczęłam się pakować – zrozumiał. Po wielu napięciach wyprowadziliśmy się z powrotem na wynajem. I to uratowało nasze małżeństwo.

Dziś teściowie są wobec nas chłodni. Nie zapraszają nas, nie interesują się nami za bardzo. Ale też się nie wtrącają. I to nam w zupełności wystarcza.

Spread the love