Po rozwodzie z żoną zostawiłem jej i naszej córce wspólnie kupione dwupokojowe mieszkanie i tymczasowo wróciłem do rodziców. Na początku nie mieli nic przeciwko, ale z czasem zaczęło być trudno – mieszkają w kawalerce, a trójka dorosłych ludzi na tak małej przestrzeni to jednak za dużo. Gdy zorientowali się, że nie zamierzam walczyć o podział mieszkania, postanowili sami „rozwiązać sprawę” i… pojechali do mojej byłej żony
Z Walentyną byliśmy razem osiem lat. Mamy córkę. Żyło nam się nie najgorzej, ale z biegiem lat oboje zaczęliśmy czuć, że jesteśmy dla siebie coraz bardziej obcy. Nikt nikogo nie zdradził, nie było dramatów, po prostu któregoś wieczoru usiedliśmy przy stole i postanowiliśmy się rozstać.
Mieliśmy wspólne mieszkanie, dwupokojowe. Na jego zakup złożyliśmy się wspólnie – ja zarobiłem większą część za granicą, resztę dołożyli jej rodzice. Uznałem, że jako facet odejdę z pustymi rękami – mam dopiero 32 lata, jeszcze zdążę dorobić się własnego kąta.
Zamieszkałem więc z rodzicami. Początkowo nie narzekali, ale wieczorami siedzę przy komputerze, dorabiam, bo po zapłaceniu alimentów niewiele mi zostaje. Rodzicom daję coś na jedzenie i rachunki – nie zamierzam być darmozjadem. Tyle że oni mają swój rytm – chodzą spać przed dziesiątą, oboje nadal pracują. A ja im przeszkadzam.
Mama jeszcze jakoś to znosi, ale ojciec wciąż narzeka. Przeniosłem się z laptopem do kuchni, ale i tam mu przeszkadza światło: “przecież to kosztuje!”. Coraz częściej słyszę, że byłem głupi, oddając mieszkanie. Że mam prawo do połowy. Że przecież dziecko to nie powód, żeby rezygnować z własności.
A potem pojechali do Walentyny. Bez słowa. Zrobić awanturę.
Dowiedziałem się o tym od niej – zadzwoniła i powiedziała, że nie spodziewała się, że poślę do niej rodziców. Byłem w szoku. Przysiągłem, że nic o tym nie wiedziałem. Wtedy zaproponowała coś, czego się nie spodziewałem: „Jeśli nie masz gdzie mieszkać, możesz zamieszkać w jednym pokoju. Ja będę w drugim z naszą córką”.
Nie wiedziałem, co odpowiedzieć. Z jednej strony wstyd. Z drugiej – może to faktycznie lepsze rozwiązanie. Córka będzie mnie widywać, rodzice przestaną ją nękać telefonami. Ale boję się jednego – że dziecko źle to zrozumie. Pomyśli, że wróciliśmy do siebie. I co wtedy?
Nie wiem, co robić. Nie chcę nikomu robić nadziei, ale też nie chcę tracić kontaktu z córką. A mieszkanie z rodzicami staje się coraz bardziej uciążliwe.
