Ożeniłem się z dziewczyną, która nie umie nic zrobić w domu. A przecież siostra mnie ostrzegała…

Tatiana i Sylwia poznały się na pierwszym roku studiów. Trafiły na ten sam kierunek i szybko się zaprzyjaźniły. Chociaż nie miały ze sobą zbyt wiele wspólnego — ani z wyglądu, ani z charakteru — to coś ich do siebie przyciągało. Siadały razem na wykładach, chodziły razem na obiady, dzieliły się wszystkim.

Sylwia pochodziła z artystycznej rodziny. Skończyła szkołę muzyczną, pasjami czytała książki Tokarczuk, Houellebecqa, czasem Sapkowskiego. Gotować nie potrafiła wcale, a kiedy w domu trzeba było posprzątać, to z przyjemnością obserwowała, jak mama albo młodszy brat ogarniają mieszkanie. Mama zawsze powtarzała:

– Kuchnia i mop mogą poczekać. Ty masz się uczyć i zrobić karierę. Od sprzątania są inni.

Tatiana była zupełnym przeciwieństwem. Dziewczyna z małego miasta, lubiła proste rzeczy. Czytała to, co akurat wpadło jej w ręce, gotowała jak zawodowa kucharka, haftowała, szyła, robiła na drutach. Jej styl ubierania się był… dość osobliwy. Sylwia z jej wyczuciem estetyki czasem aż się wstydziła — zwłaszcza, gdy Tania zakładała futrzaną kurtkę z cekinowym haftem i kozaki na gigantycznej platformie.

Mimo wszystkich różnic były sobie bardzo bliskie — aż do momentu, gdy Sylwia poznała Romana — starszego brata Tatiany.

To właśnie Tatiana ich sobie przedstawiła, podczas swojego urodzinowego przyjęcia. Roman od razu zwrócił uwagę na urodziwą blondynkę z błękitnymi oczami i przez cały wieczór starał się zdobyć jej sympatię. Zostawił jej numer i tydzień czekał na telefon. Kiedy w końcu się odezwała — przepadł. Po kilku spotkaniach ogłosił, że znalazł kobietę swojego życia.

Rodzina się ucieszyła, ale Tatiana chodziła zła jak osa.

– Róman, ogarnij się! Sylwia nie zrobi w domu nic, ani obiadu, ani prania. Wszystko za nią robi matka. Ty chcesz mieć żonę, która będzie czekała, aż po pracy zrobisz jej kolację? Nasz tata nigdy nie czekał na obiad — mama zawsze wszystko ogarniała. Pomyśl dobrze, zanim ją zaprowadzisz do USC.

Roman nic nie chciał słyszeć. Był zakochany po uszy. Przez pierwszy miesiąc po ślubie spełniał każdą zachciankę żony.

Zachciało się lodów o drugiej w nocy? Jasne, nowy smak pistacjowy — sam też chciał spróbować. Koktajl mleczny na popołudnie? Nie ma problemu — pięć przystanków dalej jest knajpka, robią tam najlepsze. Kolczyki z brylantem? No cóż, trzeba będzie harować na trzy zmiany, ale co tam — ważne, że Sylwia się uśmiecha.

Wszystko skończyło się, gdy Roman zaprosił swoich rodziców na wieczorną herbatę. Zadzwonił do Sylwii:

– Kochanie, wieczorem wpadną moi rodzice. Przywiozłem zakupy, może zrobisz coś dobrego?

– Ty chyba oszalałeś! – warknęła. – Twoi rodzice, to ty ich przyjmuj. Chcą coś zjeść – niech przyniosą z domu. Albo zamów coś z dostawy. Ja nie mam czasu, wrócę późno.

– Ale przecież mówiłaś, że dziś wrócisz wcześniej…

– Niech jadą z powrotem do swojej pipidówy! – rzuciła lodowato i rozłączyła się.

Wróciła późno. Roman siedział przed telewizorem z butelką piwa. Nawet nie spojrzał na nią.

– Co na kolację? – zapytała beznamiętnie.

– Nic. Zamówiłem coś tylko dla siebie i wszystko zjadłem – odpowiedział, wstał, przeciągnął się i dodał z gorzkim uśmiechem: – Wiesz co? Miesiąc miodowy się skończył. Teraz pora na zwykłe życie. Chcesz jeść – gotuj. Ja idę spać.

Sylwia, dotknięta do żywego, bez słowa przebrała się i zaczęła sprzątać salon. Roman coś rozlał na dywan i kanapę, a ona, nieprzyzwyczajona do takich rzeczy, męczyła się godzinę z plamami.

– Wieprz! – syknęła przez łzy. – Jak on śmie?! Zero zrozumienia… Taki burak z prowincji!

– To po co za mnie wyszłaś? Żeby sobie udowodnić, że jesteś lepsza? – zapytał spokojnie Roman, który cały czas stał za jej plecami.

– Nie muszę sobie nic udowadniać. I tak jestem lepsza od was wszystkich – odparła z pogardą.

– W takim razie zdecyduj, co robimy dalej. Możemy się rozstać w każdej chwili.

– Rozwód po niecałym pół roku?! – prychnęła. – Bez sensu było się żenić.

– Bez sensu to tak się traktować – powiedział cicho. – Przecież to miał być świadomy wybór. Nie róbmy z tego opery mydlanej.

– To przeproś – rzuciła. – Wtedy się dogadamy.

– To ty zaczęłaś! – odparł oburzony Roman. – Czemu mam przepraszać?

Nie doszli do porozumienia. Roman się spakował i wyprowadził. A tydzień później… Sylwia złożyła pozew o rozwód.

Spread the love