Od ponad pół roku moja mama błaga mnie, żebym zabrała ją ze wsi do Warszawy. Ma 62 lata. Ja milczę. A potem mówię jej, że sama tu ledwo wiążę koniec z końcem, a na chleb czasem nie starcza. Odkładam telefon i nie mogę spać całą noc. Wiem, że jutro znowu zadzwoni, a ja nie mam pojęcia, co jej powiedzieć. Zrozumieć mogą mnie tylko sąsiedzi z mojej rodzinnej wsi – oni dobrze znają moją mamę
– Jak ostatnio rozmawiam z mamą przez telefon, to potem mam wyrzuty sumienia i humor siada. Od miesięcy prosi, żebym zabrała ją do siebie, do stolicy. Płacze, skarży się, że emerytura marna, że jesteśmy z Marysią daleko, że jest sama, że źle się czuje ostatnio. A ja mówię – mamo, pomyśl sama, gdzie cię mam zabrać? Sama tu tułam się po wynajętych kątach, zdarza się, że tydzień żyję o chlebie i wodzie.
Po rozwodzie Zuzanna mieszka z dziesięcioletnią córką Marysią w wynajętej kawalerce, pracuje jako recepcjonistka w osiedlowym klubie sportowym, dostaje niewielkie alimenty, które były mąż ostatnio jeszcze obciął, bo ma dziecko z nowego związku.
– Życie mamy skromne – mówi Zuzanna. – Na jedzeniu oszczędzamy, dobrze chociaż, że Marysia je jak ptaszek. Koleżanka ma syna nastolatka – tam to dopiero trzeba gotować jak dla dorosłego faceta.
Mięso, owoce i słodycze Zuzanna kupuje tylko dla córki. Sama ubiera się skromnie, łapie promocje i przeceny – żyje tak, jak wielu oszczędnych ludzi. Uważa, że najważniejsze to nie tracić siły ducha. Bo jak raz się załamiesz, pozwolisz sobie na żal do losu – możesz się już nie podnieść.
Mama Zuzanny, pani Katarzyna, mieszka w niewielkiej wiosce, daleko od miasta.
– Ma dopiero 62 lata, w Warszawie w tym wieku jeszcze ludzie pracują, ale spróbuj jej to powiedzieć! – wzdycha Zuzanna. – Dla niej to obraza. Bo ona „jest już stara i schorowana”. A że nikt na świecie nie ma gorzej niż ona – to oczywistość. Jak zadzwonię i mówię, że źle się czuję, odpowiada: „Oj, dziecko, a ja to mam tak źle, że aż mówić się nie chce. Krzyż mnie boli od lat, bo wszystko w życiu dla ciebie poświęciłam”.
Pani Katarzyna już dawno nie pracuje. Nie ma hobby, niewiele znajomych, a sąsiedzi raczej unikają kontaktu – nie chcą ciągle słuchać, jak narzeka. Dni spędza przed telewizorem. „Wszystko źle, a będzie jeszcze gorzej”.
– Gdybym miała tu w Warszawie trzypokojowe mieszkanie, jeszcze bym się zastanowiła. Ale z mamą łatwo nigdy nie było i nie będzie – przyznaje Zuzanna.
Dom mamy na wsi jest całkiem w porządku. Proponuje go sprzedać, ale Zuzanna nie chce o tym słyszeć. Za te pieniądze nic nie kupi się w stolicy. Poza tym wszyscy są tam zameldowani. Jak domu zabraknie, to zostaną bez dachu nad głową.
– W razie czego – zawsze będzie gdzie wrócić – myśli Zuzanna. – Nie, domu nie sprzedam.
Wynająć też się nie da – nikt za to więcej niż 500 zł nie zapłaci.
– Mamo, zastanów się – gdzie ty się tu zmieścisz? – tłumaczy Zuzanna. – Mamy jednopokojowe mieszkanie, nie ma miejsca. Na większe mnie nie stać. A zmienić dzielnicy nie mogę – Marysia chodzi tu do szkoły.
– A ja na kuchni posiedzę! – przekonuje mama. – Postawicie rozkładany fotel albo jakąś leżankę.
Ale miejsce do spania to nie wszystko. Mama potrzebuje lekarzy, opieki, jedzenia. Narzeka, że nie starcza jej emerytury, ale w Warszawie tym bardziej nie wystarczy.
Zuzanna nie daje rady finansowo i psychicznie.
– Powiedz jej wprost – siedź, mamo, u siebie! – doradza koleżanka. – Tylko byś sobie problemów dodała. Ona jeszcze nie taka stara, żeby robić z siebie ofiarę. A ty masz dziecko do wychowania – to teraz twoja odpowiedzialność. Jak dzwoni i zaczyna narzekać – to ucinasz: „Oj, mamo, coś mi się przypala na kuchence, muszę kończyć” – i tyle.
A Ty jak uważasz? Czy dobra córka powinna mimo wszystko zabrać mamę do siebie? Zuzanna nie śpi nocami po takich rozmowach, płacze i nie wie, co jest słuszne.
