Mój mąż i ja mamy zupełnie inne zainteresowania — i coraz trudniej znaleźć nam coś wspólnego, co sprawiłoby, że chcielibyśmy spędzać razem czas
Kocham mojego męża, jesteśmy razem już prawie siedem lat. Pamiętam, jak na początku naszego wspólnego życia wracaliśmy z pracy i siadaliśmy razem przed telewizorem – filmy, seriale, wspólny koc. Owszem, nasze gusta filmowe różniły się dość mocno, ale jakoś się dogadywaliśmy – raz wybierał on, raz ja.
Z czasem jednak zaczęło nas to nużyć. Postanowiliśmy więc, że każde z nas poszuka sobie jakiegoś zajęcia, hobby. Dzieci nie mamy, więc i wolnego czasu sporo.
– Lenka, znalazłem sobie coś, co mnie naprawdę wciągnęło – oznajmił mi pewnego dnia z entuzjazmem mąż.
– Co takiego? – zapytałam z ciekawością.
– Zacząłem czytać książki. Kiedyś mnie to kompletnie nie interesowało, ale teraz… nie mogę się oderwać!
Byłam szczerze zadowolona z tego, że coś go pasjonuje, ale sama nie potrafiłam się do tego przekonać. Literatura – zarówno w szkole, jak i teraz – zawsze mnie nużyła. Nie pojmowałam, jak można siedzieć kilka godzin z książką w ręku i się nie zanudzić albo nie zasnąć.
– Trudno – pomyślałam wtedy. – Znajdę sobie coś innego.
Ale nie znalazłam. Po pracy miałam ochotę się zresetować i rozerwać w swój ulubiony sposób – seriale, lekkie komedie, spacer z koleżanką. Tylko że koleżanki coraz częściej miały „coś ważniejszego” do załatwienia. Więc zaczęłam namawiać męża, by wyszedł gdzieś ze mną.
– Może skoczymy wieczorem na bulwary? Albo do kawiarni? – proponowałam.
– Lenka, dziś nie. Może innym razem. Po co wydawać kasę, skoro możemy coś ugotować w domu? Zrób coś fajnego, to zjemy razem.
– Jasne, zrozumiałam – odpowiedziałam tylko, ale w środku zrobiło mi się przykro.
Coraz mniej mieliśmy wspólnych chwil. Zaczęło mi to naprawdę ciążyć. Nie chciałam być tylko od gotowania i „cześć – pa” przy wejściu i wyjściu z domu.
W końcu postanowiłam: zanurzę się w jego świat. Spróbuję zrozumieć, co go tak fascynuje.
– Saszka, mówiłeś, że dzisiaj idziesz na jakiś wieczór literacki?
– Tak, będzie spotkanie poświęcone twórczości polskich klasyków XIX wieku. Dla dzieci i dorosłych.
– Super! – zawołałam, udając entuzjazm. – Może pójdę z tobą? Posłuchamy, a potem możemy się przejść gdzieś razem, zanim wrócimy.
Spojrzał na mnie z lekkim zdziwieniem, ale ucieszył się. I tak – dwie godziny później byliśmy już w drodze.
Na miejscu czułam się nieswojo. Szukałam czegoś, co by mnie choć trochę zainteresowało, ale poza długimi przemówieniami i analizami lektur – niczego nie znalazłam. Siedziałam cicho obok męża i tylko cieszyłam się, że jemu się podoba.
Po wszystkim organizator podziękował i zaprosił wszystkich na kolejne spotkanie. Wyszliśmy na zewnątrz.
– To co, pamiętasz, mieliśmy się przejść? Tyle nie byłam w centrum…
– Wiesz co, Lenka… strasznie się zmęczyłem. I głowa mi pęka. Może innym razem?
– Jasne – odpowiedziałam cicho i westchnęłam.
W tamtym tygodniu nie poszliśmy nigdzie. A wieczór, który miał nas do siebie zbliżyć, zostawił tylko rozczarowanie. Tak bardzo chciałabym znaleźć coś, co sprawiłoby, że znów bylibyśmy razem – nie tylko pod jednym dachem.
Czasem przychodzi mi do głowy, że może on się przy mnie po prostu nudzi.
– Kochanie, a może… – zagaiłam któregoś dnia.
– Tak, słucham?
– Może pomyślimy o dziecku? Ja już od dawna o tym marzę. Wiesz o tym.
I naprawdę chciałam mieć dziecko. Nie tylko dlatego, że może by nas to zbliżyło. Po prostu… czas już najwyższy. Czuję się gotowa, gotowa być mamą.
– Lena… nie wiem. Teoretycznie tak. Ale nie jestem jeszcze gotowy.
Tego się nie spodziewałam. Gdyby to powiedział chłopak dwudziestoletni, który wciąż mieszka z rodzicami – zrozumiałabym. Ale Sasza? Dojrzały, spokojny, odpowiedzialny mężczyzna?
– Mówisz mi to od lat. Może tak naprawdę… nie chcesz, żebym to ja była mamą twojego dziecka?
– Przestań gadać bzdury! – wybuchł. – Oczywiście, że chcę. Ale nie teraz.
Minął miesiąc. Nie rozmawiamy już o wspólnych zajęciach. Coraz częściej myślę, że musimy szczerze porozmawiać. Inaczej każdy z nas będzie żył w swoim świecie. A to już nie ma nic wspólnego z bliskością.
